Przypadkowy pensjonat
- Napisane przez Izabela Wielicka
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
- Wydrukuj Email
- 3 Komentarzy
Wziął butelkę wody mineralnej, nóż, pałatkę i wyszedł z domu. Bynajmniej nie zamierzał wracać tego dnia. Taki właśnie jest Stefan Szczepski. Trochę biznesmen, trochę podróżnik i wagabunda, którego od czasu do czasu ciągnie w świat. Wyruszył właśnie na samotną wędrówkę po Puszczy Noteckiej, ale z tej samotności i leśnej ciszy wyrwał go dźwięk komórki.
- Czy możemy przyjechać do pana za dwa tygodnie? Ma pan wolne pokoje? - usłyszał w słuchawce.
To byli pierwsi jego goście. Zupełnie zapomniał, że jakiś czas temu dał ogłoszenie o swoim pensjonacie.
Kamiennik jest małą wsią w powiecie czarnkowsko-trzcianeckim. Leży w międzyrzeczu Noteci i Warty w gminie Drawsko. Otoczona lasami wieś ma bogatą historię i kryje wiele tajemnic. Mijamy ją jednak - zatrzymamy się tu innym razem. Kierujemy się w stronę sąsiedniej wsi - Piłki. Celem naszej podróży jest bowiem, położony 1700 m za Kamiennikiem pensjonat Brokowo.
Na satelitarnej mapce tego miejsca widać, że Brokowo usytuowane jest na ogromnej polanie otoczonej ze wszystkich stron lasami. Wyprawa do tego, tak skutecznie ukrytego przed zgiełkiem wielkich miast miejsca, jest bardzo obiecująca. Mając już spore doświadczenie w podobnych podróżach, trochę obawiamy się problemów z dotarciem na miejsce. Na wszelki wypadek wpisujemy więc w nawigację współrzędne GPS. Nasze obawy okazały się jednak zupełnie niepotrzebne. Jadąc leśną drogą, co jakiś czas mijamy drogowskazy kierujące do pensjonatu. Jak po nitce do kłębka docieramy więc bez żadnych problemów do pensjonatu Stefana Szczepskiego.
Brokowo leży w leśnej głuszy, ale dziś trochę tu gwarno - jest wielu gości. Właśnie przygotowują się do ogniska. Rozglądamy się dookoła. To bardzo duży teren, na którym stoją dwa budynki pensjonatu.
Pierwszy to dom pana Stefana. Śliczny budynek w stylu dworkowym ma czterospadowy dach. Otulony jest drewnem na opał i obwieszony donicami z kolorowymi kwiatami. Gości witają otwarte okiennice. Na ganku wisi poroże jelenia, dzięki temu dom przypomina trochę leśniczówkę. Na poddaszu urządzono apartament dla turystów. Tym razem gospodarz przygotował go dla nas.
Drugi budynek, pomalowany na żółto, całkowicie przeznaczony jest dla gości. Na parterze znajduje się świetlica, stołówka i zaplecze kuchenne. Na górze są pokoje, z których można wyjść na, ciągnący się wzdłuż budynku, duży balkon porośnięty gęstym winobluszczem i ozdobiony czerwonymi pelargoniami.
Na posesji znajduje się też camping. Można więc rozbić namioty lub ustawić przyczepę. Są toalety i prysznice. Jest wyznaczone miejsce na ognisko i grill. Brokowo więc to idealne miejsce dla przyjęcia większej grupy osób.
***
Siadamy do kolacji. Wszystko jest pyszne, ale trudno nam skupić się na jedzeniu. Naszą uwagę odwraca wnętrze domu gospodarza. Sporo tu mebli i różnych przedmiotów, które budzą ogromną ciekawość. Lubię "rzeczy z duszą". Wiem, że każda z nich kryje z pewnością interesującą historię. Najpierw pytam jednak gospodarza o historię pensjonatu.
- Budowę domu rozpocząłem w 1989 roku - dla siebie. Okazało się, że zostało bardzo dużo materiału budowlanego i postawiłem drugi budynek. Po kilku latach znajomi namówili mnie na działalność agroturystyczną. Nie byłem przekonany do tego, ale spróbowałem. Długo nie było żadnego zainteresowania i kiedy już myślałem, że nic z tego nie wyjdzie, zgłosiła się do mnie pierwsza grupa gości - mówi pan Stefan.
Pensjonat jest więc w pewnym sensie życiową niespodzianką gospodarza. Samo miejsce natomiast absolutnie nie jest przypadkowe. Znaczy ono dla pana Stefana bardzo wiele. Tu mieli gospodarstwo jego pradziadkowie i dziadkowie, z którymi był bardzo związany i których bardzo kochał. Przyjeżdżał do nich na każde wakacje. Zna tu każde drzewo, każdy kąt. Kiedy dziadkowie byli już w bardzo podeszłym wieku i nie mogli dalej pracować na gospodarstwie, chcieli przekazać je wnukowi. Pan Stefan był jednak wówczas zbyt młody, by podjąć się tego wyzwania. Właśnie zdał maturę i rodzice mieli wobec niego inne plany. Chcieli, by dalej się kształcił. Zaczął więc studia rolnicze, a dziadkowie - aby otrzymać rentę - przekazali gospodarstwo Skarbowi Państwa. W tamtych czasach był to warunek, aby otrzymać prawo do emerytury. Zamieszkali w małym domku w Rosku.
Pan Stefan nie zapomniał jednak o Kamienniku. Ciągnęło go go do tego magicznego miejsca, gdzie spędził najpiękniejsze chwile swojego dzieciństwa. Wrócił więc tu po latach. Domu dziadków nie można już było odzyskać - miał już innego właściciela. Pan Stefan kupił jednak 11 hektarów dawnej dziadkowej ziemi, postawił dom, a potem urządził pensjonat "Brokowo".
- Pensjonat nosi nazwę po dziadku. Dziadek nazywał się Jan Broka - wyjaśnia nam pan Stefan i pokazuje jego zdjęcia wiszące na honorowym miejscu w salonie.
Przyglądam się rodzinnym fotografiom. Jest ich tu bardzo dużo, tak jak obrazów. Na jednym z nich jest pan Stefan, przedstawiony jako kowboj siedzący na koniu.
- Ten obraz namalowała siostra mojej przyjaciółki Rity, Teresa - uśmiecha się pan Stefan. - Bardzo lubię country.
Antyczne meble i przedmioty tworzą atmosferę starego domostwa. Moją uwagę zwraca też kolekcja kapeluszy z różnych stron świata - to pamiątki z podróży. W kącie pokoju stoi kominek ze starych kafli zaprojektowany przez pana Szczepskiego.
- Dom zimą jest zupełnie inny. Lubię napalić w kominku. Ma wtedy specyficzny klimat - opowiada pan Stefan. - Szmery i trzaski paleniska sprawiają wrażenie, że dom żyje swoim własnym życiem.
***
Jestem pod wrażeniem Brokowa, ale bardzo zmęczona podróżą. Kiedy kładę się spać, zaskakują mnie odgłosy puszczy. Nocą w mieście nie słychać ptaków. Śpiewają wieczorem i budzą mnie śpiewem z samego rana. W nocy jednak, w moim ogrodzie, panuje cisza. Tutaj życie nie zamiera nawet na chwilę. Słychać głosy ptaków - innych niż w Poznaniu, kumkanie i rechotanie żab dochodzące z płynącej nieopodal rzeczki i cykanie świerszczy z pobliskich łąk. Jest po prostu bajecznie.
***
Następnego dnia pan Stefan pokazuje nam resztę swojego gospodarstwa. Jest tu staw, w którym można łowić ryby i kącik zabaw dla dzieci. Nad łąką kołuje bocian, a na niej beztrosko hasają konie. Nikt na nich nie jeździ - są wolne i szczęśliwe. Zatrzymujemy się, by na nie popatrzeć. Na zalanej słońcem łące dwa koniki polskie leniwie i z niebywałą cierpliwością machają ogonami, opędzając się od much. A ja - mieszczuch - gapię się na nie jak zaczarowana. Dziwnie miło oddziałuje na mnie ten piękny i sielski obrazek.
- Koni też nie planowałem - odzywa się pan Stefan. - Chciał mi je sprzedać jeden hodowca, ale ja nie chciałem brać sobie kłopotu na głowę. Jeździłem konno co prawda , ale nigdy nie zajmowałem się końmi. A to były w dodatku młode źrebięta - pięciomiesięczne. Tu potrzebne było doświadczenie, którego ja nie miałem. Ale jak zobaczyłem te konie i warunki, w jakich żyły, to powiedziałem do niego: - Daj pan dwa. No i tak znalazły się u mnie. Rudy i Brok.
Rudy jest bardziej nieśmiały i trochę nieufny. Trzeba dać mu więcej czasu, żeby się ośmielił i dał się pogłaskać. Brok jest odważniejszy i nieco psotny. Mieliśmy dużo zabawy, obserwując, jak niepostrzeżenie porwał jednemu z gości reklamówkę z jedzeniem.
Gospodarstwo pan Szczepskiego to istna menażeria. Oprócz koni są tu: kozy, owce, kaczki, kury, gęsi i indyki. Oczywiście są i psy, które pilnują wszystkiego - dwie suki: Flora i Fauna. Przed domem wyleguje się szaro-biały kot.
- Koty w zasadzie nie są moje, ale przychodzą skądś do mnie i pozwalam im zostać - mówi pan Stefan przedstawiając nam mieszkańców Brokowa. Potem prowadzi nas do uli.
- Pszczoły też, jak wiele rzeczy w moim życiu, znalazły się u mnie przypadkowo - opowiada gospodarz. - Pewien mężczyzna, ciężko chory, chciał się tych uli pozbyć. Umówiliśmy się, że za kilka miesięcy kupię je od niego. Do transakcji nie doszło, bo on w międzyczasie zmarł. Ale nie miał się kto tymi pszczołami zająć, więc je przygarnąłem. Cały czas wspominam tego człowieka. Ile razy jestem przy ulach, to go widzę. Te pszczoły nie dają o nim zapomnieć.
Nie ma tu w pobliżu sadów i wydaje się, że pszczoły mają problem ze znalezieniem pyłku. A jednak w lesie i na łące jest mnóstwo drobnych, niepozornych kwiatów i ziół, z których czerpią małe robotnice. Rośnie tu żarnowiec miotlasty, bluszczyk kurdybanek, a nieopodal kwitnie akacja. Występują tu też rośliny, które są pod ścisłą ochroną, na przykład storczyk plamisty. Pan Stefan rozgarnia kępę trawy i z dumą pokazuje nam jego okaz.
- Nie pozwalam kosić tego miejsca - mówi i zabiera nas na dalszą wycieczkę do lasu, wzdłuż rzeki Miały i jej rozlewiska. Po drodze pan Stefan zwraca nam uwagę na ślady bobrów. Sporo wie na temat występującej tu przyrody. Zna chyba wszystkie przylatujące tu ptaki. Okazuje się, że donośny dźwięk, który bez przerwy rozlega się wokół Brokowa, to głos trzciniaka.
- Przylatują też czajki. Kiedy mają lęgi, nie kosimy trawy, żeby nie zniszczyć im jaj - mówi pan Stefan.
Jest upalny dzień, ale wędrówka przez sosnowy las i w pobliżu wody jest bardzo przyjemna. Nie czuje się spiekoty.
- Puszcza Notecka jest piaszczysta. Dużo tu krzemu. Nie ma tu ciężkich glin, które niekorzystnie działają na zdrowie - mówi pan Stefan.
Ponad dwadzieścia lat temu Puszcza Notecka w tych okolicach doznała wielu strat w ogromnym pożarze. Ogień to największy wróg leśnej przyrody.
Zauważam, że obrzeża sosnowych kwater obsadzone są rzędami brzóz. Szpalery pni w białych sukienkach wyglądają przepięknie, ale przypuszczamy, że to jakaś leśnicza taktyka. I rzeczywiście tak jest. Nasz redakcyjny kolega Jarosław Szałata, który jest leśniczym w Nadleśnictwie Trzciel, wyjaśnił nam później, że "brzozy na obrzeżu sosnowych borów to niewątpliwie walor widokowy i urozmaicający monotonię krajobrazu, ale głównie sadzi się je wzdłuż dróg czy linii oddziałowych w celach przeciwpożarowych. Rozdzielają one zwarte fragmenty sosnowych borów, a ziemia pokryta trawą i liśćmi pod brzozami nie jest tak łatwopalna jak sucha ścioła w borze, pokryta igliwiem i chrustem. Brzozy mają też szybko wysoko korony, w odróżnieniu od sosen, gdzie zwisające do ziemi gałęzie są "trampoliną" dla ognia."
Kiedy wracamy z wycieczki, drogę przecinają nam jeleń i sarna. Niestety, zwierzęta są bardzo szybkie i nie dają się sfotografować. Podczas gdy my wypatrujemy leśnych zwierzaków, pan Stefan zbiera grzyby. Właśnie pojawiły się kurki. Ma już ich pełną garść. To była bardzo przyjemna wycieczka. Po takim spacerze z większym apetytem siadamy do obiadu. Pensjonat specjalizuje się w kuchni polskiej. Tradycyjne domowe posiłki trafiają w gusta każdego gościa.
***
Kolejny dzień naszego pobytu w Brokowie był równie udany. Pensjonat współpracuje z firmą Podrawie, zajmującą się organizowaniem spływów kajakowych. Gospodarstwo leży nad brzegiem Miały, nazywanej też przez miejscowych Miałką, i jest na trasie organizowanych tu spływów kajakowych. Postanowiliśmy skorzystać z tej okazji.
Świat widziany z kajaka wygląda trochę inaczej. Przyroda chętnie odsłania nam swoje tajemnice. Na brzegu rzeki udaje nam się w końcu dostrzec krzykliwego trzciniaka. Wodna wycieczka okazała się niesamowitą frajdą.
***
Czas pobytu w Brokowie niestety dobiega końca. Miło go spędziliśmy - krótko, ale aktywnie. Z wieloma pozytywnymi wrażeniami i w świetnych humorach wracamy do Poznania. Czujemy, że nasze "akumulatory" są naładowane. Chętnie tu kiedyś wrócimy. Może przyjedziemy na grzyby?
- Do zobaczenia - żegna się z nami pan Stefan.
Agroturystyka "Brokowo"
Brokowo Kamiennik 43
64-733 Drawsko
- Dział: Artykuły
- Czytany 12063 razy
3 Komentarzy
-
Volt
Link do komentarza czwartek, 17 marzec 2016 22:26Bardzo klimatyczne miejsce. Śmiało moge polecić. Dobre jedzenie i czysto a dookoła natura. W stawie ryby, zimne piwko, to co tygryski lubią najbardziej ;)
-
Michał
Link do komentarza czwartek, 15 październik 2015 10:01W sierpniu byłem w Brokowie z całą rodziną (Żona, 3 dzieci i pies). Fantastyczne miejsce, wszyscy bardzo tam wypoczęliśmy. Cisza, spokój, piękny las do spacerów, staw, w którym dzieci bawiły się całymi dniami... Urokliwe miejsce z dala od miejskiego gwaru i zasięgu sieci komórkowej :) Co prawda koni już nie ma, ale pozostałe zwięrzęta mają się znakomicie.
-
Grzegorz Skudławski
Link do komentarza sobota, 28 czerwiec 2014 19:39Po przeczytaniu już mam ochotę wybrać się tam ponownie. Wszystko prawda co napisali w artykule.