Daniel Sypniewski: Nigdy nie wracam do domu tą samą drogą
- Napisane przez Izabela Wielicka
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
- Wydrukuj Email
- Skomentuj jako pierwszy!
Z Danielem Sypniewskim, miłośnikiem przyrody, fotografem, publicystą, rozmawia Izabela Wielicka.
Jesteś człowiekiem o wielu pasjach. Większość z nich łączy się ze światem przyrody. To całkowicie odbiega od informatyki i Twojego wyuczonego zawodu. Co Ciebie tak pociąga w świecie przyrody?
Na informatykę poszedłem przypadkowo - to nie była moja bajka. W każdym zawodzie, a zwłaszcza w tym, jeśli się nie uczysz, nie rozwijasz to "umierasz". A co mnie pociąga w przyrodzie? Od dziecka miałem z nią styczność. Mieszkałem w blokowisku, ale na peryferiach miasta, tuż obok lasów i łąk. Wakacje spędzałem z rodzicami na działce w Puszczy Zielonce. Kiedyś było inaczej niż teraz. Nie było komputerów i telefonów komórkowych. Było natomiast bieganie całymi dniami po lasach, polach, bunkrach, łowienie ryb, dokazywanie, łapanie motyli, zbieranie roślin i sekcje zwłok żab. Tak, wiem - straszne i dziś niedopuszczalne, ale takie było wtedy życie chłopaków. Fascynuje mnie przyroda, bo jestem jej częścią, czymś do czego tęsknię. Nie umiem tego wyjaśnić. Pociąga mnie jej tajemniczość, potęga, piękno. Jest dla mnie natchnieniem.
Zaczęło się chyba od ryb i wędkowania, prawda? Zdradzisz swoje ulubione łowiska?
Tak. Podobnie jak Huckleberry Finn modliłem się do Boga o nowe haczyki (śmiech), bo w tamtych czasach ich po prostu nie było. Pamiętam doskonale pierwszą złowioną rybę. Miałem siedem, może osiem lat i była to wzdręga złowiona w jeziorze Gackim na "oko", czyli patrzyłem jak w krystalicznie czystej wodzie ryba połknęła haczyk z przynętą i ją wyciągnąłem na żyłce rękoma. Nie miałem wędki, kołowrotka, nie mówiąc już o spławiku. - tylko żyłka z haczykiem. Od tamtego czasu marzyłem noc w noc o wielkich szczupakach, sumach, linach i karpiach. Na szczęście ten chłopięcy zapał nie zgasł. Po dzień dzisiejszy marzę o rybach przed snem. A moje łowiska? Jeszcze trzy, cztery lata temu bym Ci powiedział, gdzie łowię, ale dziś już nie. Chcę być samotny w tym czasie i nie chcę "mięsiarzy" i kłusowników w swych tajemnych miejscówkach.
Co robisz ze złowionymi rybami? Przyrządzasz je?
Każdą złowioną rybę, po krótkiej sesji zdjęciowej, wypuszczam. Dawniej ryby zabierali wszyscy, dziś się to powoli zmienia. Jest ich strasznie mało, a powodem są nie tylko kłusownicy i zatrucia, ale również wędkarze. Poza tym, kiedy wypuszczam na wolność żywą rybę, doznaję ogromnego szczęścia - większego nawet niż przy jej złowieniu. A jaką mam radość, jak po jakimś czasie złowię ją ponownie!
Lubisz podglądać i fotografować przyrodę. Masz na koncie kilka autorskich wystaw, m.in. w galerii ośrodka przyrodniczego „Dziewicza Góra” w Czerwonaku. Jedno z Twoich zdjęć zostało również zauważone w konkursie "Białe łowy", zorganizowanego przez "Pradnik Łowiecki".
Rzeczywiście, moje zdjęcie pary danieli pt. "Bracia" przeszło do finału. Nie był to konkurs takiego kalibru jak „National Geographic”, a zdjęcie nie zostało nagrodzone, ale radośc i tak wielka. Znalazło się w gronie dziesięciu wyjątkowych prac z całej Polski. Miałem satysfakcję i trochę uwierzyłem w siebie, co zaowocowało wystawą "Daniel w lesie". Cieszę się, że tak się rozwinąłem w fotografii przyrodniczej, tym bardziej, że nie posiadam sprzętu "za miliony". Trzeba pamiętać, że dobry aparat sam nie zrobi wyjątkowego zdjęcia. Trzeba jeszcze znać zwyczaje zwierząt i umieć bezszelestnie do nich podejść. Potrzebne jest jeszcze to „coś”, co pozwoli zatrzymać magię w kadrze...
Niemal z każdym Twoim „leśnym” zdjęciem wiąże się jakaś ciekawa historia. Miałeś niejedno spotkanie z dzikimi zwierzętami. Jak docierasz do ich ulubionych miejsc? Potrafisz tropić zwierzęta?
Każde z moich zdjęć to świetna, niezapomniana przygoda. Niewiarygodne, ale chodzę po tej naszej Puszczy Zielonce, która w czasach obecnych stała się niebezpiecznie dla niej zurbanizowana i spotykam rzadkie, dzikie i ciekawe zwierzęta. Jeszcze kilka lat temu można było chodzić całymi dniami i nikogo tu nie spotkać, dziś to już niemożliwe. Społeczeństwo jest bardziej zmotoryzowane i mobilne. Rowerzyści np. są w stanie "zdmuchnąć" cię z leśnej ścieżki. Grzybiarze i spacerowicze potrafią narobić wiele bałaganu. Trochę to smutne, że ludzie korzystają z dóbr lasu, ale strasznie śmiecą. Krew mnie zalewa, jak widzę śmieci w lesie! Teraz bardziej "szlajam" się po mokradłach, bagnach, podmokłych terenach wokół trudno dostępnych jezior i stawów. Tam, gdzie schronienia przed ludźmi szukają różne gatunki ssaków i ptaków. Mam wyrzuty sumienia, bo tak naprawdę mnie nie powinno tu być. Zabraliśmy tym niewinnym zwierzakom ich naturalne środowisko, ich teren, ich dom, a ja jeszcze ja tu bezczelnie się zakradam, płoszę i narażam na stres dla zdjęcia. A czy potrafię tropić zwierzęta? Zobaczę ugniecioną trawę, złamaną gałązkę, ślad na ziemi ukryty wśród trawy, kawałek sierści, odchody, resztki rozłupanej szyszki czy orzecha, piórko, odrapaną korę, ślady tragedii jaką jest walka między gatunkami. Usłyszę też to, czego wielu przesiąkniętych zgiełkiem miasta, nie usłyszy. Rozpoznaję leśne dwięki, odgłosy ptaków. Chodzenie po lasach wyostrza zmysły. Dochodzi do tego pewna wrażliwość i swoisty instynkt. Pomogły mi w tym też książki przygodowe i przyrodnicze. Nie potrafię czekać godzinami w czatowniach po to, by zrobić fotkę. Wolę chodzić i nigdy nie wracam do domu tą samą drogą.
Co czujesz, gdy „twarzą w twarz” stoisz przed potężnym bykiem, tzn. jeleniem?
Nie opiszę tego, bo nie można. Odczuwa się niemal wszystkie emocje. Na pewno strach powodujący dygotanie łydek, drżenie rąk, ciarki na ciele i stawianie włosów na głowie. Na pewno ogromny szacunek i dziwne szczęście - takie, że człowiek chce też zaryczeć. Próbowałem nawet i było wesoło (śmiech). Pojawia się w człowieku fascynacja, radość, podziw. W końcu uzmysławiam sobie, jakim marnym gatunkiem jest człowiek i …wstyd. Wstyd, że ja tu przeszkadzam, że nie powinno mnie tu być, ale przecież chcę, bo mam taką naturę, naturę człowieka - egoisty.
Obserwujesz gwiazdy, przyglądasz się owadom i zwiedzasz Wielkopolskę. A wszystkim tym dzielisz się z innymi, publikując fantastyczne teksty na portalu wielkopolska-country.pl i ogólnopolskim piśmie „Poznaj swój kraj”. Jak to się stało, że zacząłeś pisać?
To chyba geny - cała rodzina to humaniści. Już w liceum pisałem wiersze, opowiadania, a w podstawówce narysowałem komiks pt. "Gnik i Gnok" - przeczytaj od końca (śmiech) Kilka lat temu, gdy prowadziłem jeszcze sklep wędkarski, zgłosiła się do mnie pani z lokalnej gazety "Tu Naramowice" w sprawie reklamy oraz z pytaniem, czy mógłbym napisać dla niej krótki tekst o wędkarstwie. Napisałem, artykuł się spodobał i zacząłem regularnie tam pisać o wędkarstwie i przyrodzie. Potem odezwałaś się do mnie Ty z propozycją napisania czegoś dla portalu wielkopolska-country.pl. I bardzo się z tego cieszę, bo w zasadzie to tu zaraziłem się miłością do Wielkopolski.
Miło mi to słyszeć.
Moje teksty ukazują się też w piśmie wędkarskim „Wędkarstwo Moje Hobby”. Nieźle się rozkręciłem, bo piszę od niedawna także do szacownego pisma „Poznaj Swój Kraj”. Jeżdżę po Wielkopolsce, zwiedzam, poznaję atrakcje turystyczne, historię, architekturę i przyrodę. Świetne jest to, że ludzie, których spotykam są bardzo życzliwi. Wpuszczają mnie w miejsca niedostępne dla innych, obdarowują książkami, folderami o danym obiekcie, nie pobierają opłat za wstęp. Działa tu co prawda legitymacja prasowa otwierająca wszystkie drzwi, ale chyba także osobisty czar (śmiech).
W jednym z Twoich felietonów piszesz, że nawet w mieście można znaleźć spokój. Jak to robisz? Czy jest to możliwe w poznańskim pędzie, w wielkomiejskim zgiełku?
Rzeczywiście, można spokój znaleźć i tu. To kwestia wyciszenia, spostrzegawczości i wrażliwości. Zagonieni, przemęczeni, zamyśleni, smutni, coraz rzadziej zauważamy i cieszymy się z małych rzeczy, które nas otaczają, a które mogą przynieść trochę ukojenia, małego szczęścia, radości. Warto trochę zwolnić, zapomnieć o problemach i zamiast się śpieszyć po pracy do domu na kolejny odcinek serialu czy teleturnieju, które nic nie wnoszą do naszego życia, pójść na spacer do miejskiej dżungli. Ciekawych miejsc jest w niej mnóstwo, a i ludzie mogą okazać się całkiem mili.
Masz cudowną rodzinę. Jak łączysz swoje pasje z życiem rodzinnym? Czego wolisz doświadczać sam, a co pragniesz dzielić z żoną i dziećmi?
Kocham samotność i lubię być sam, przebywając na łonie natury. To chyba świadczy, że sam siebie lubię (śmiech). A poważnie, to gdy jestem sam nie myślę o niczym. Strapienia i problemy idą na bok, wyciszenie, katharsis i szczęście wypełniają całe me ciało. Ale rodzinę zabieram na spacery po lesie dość często. Tylko wtedy, uwierz mi, nici ze zwierząt i ptaków. Moje stadko jest za głośne (śmiech). Córka Nell to już w zasadzie kobieta. Ma swoje sprawy, więc teraz niezbyt chętnie już chodzi ze mną po lesie, ale dużo jej zaszczepiłem wrażliwości na przyrodę. Syn Jonasz jest wielkim fanem piłki nożnej. Nawet w lesie w nią gra. Piłką jest wtedy szyszka (śmiech). Przyroda go jednak interesuje. Martwi się np. tym, że nasze auto zanieczyszcza powietrze spalinami, nigdy nie wyrzuci śmiecia na ulicę, a nawet podnosi po innych. Zbiera nie tylko piłkarskie karty, te przyrodnicze również. Moja żona Ewa jest bardzo inteligentną kobietą i z przymrużeniem oka patrzy na te moje dziwactwa. Akceptuje moją częstą nieobecnośw domu. Udaje nawet, że słucha z zaniteresowaniem moich leśnych opowieści (śmiech). Choć nie lubi tego robić, dzielnie wyciąga kleszcze z mego ciała, za co jestem jej bardzo wdzięczny.
W swoich artykułach, zwłaszcza tych pisanych dla naszego portalu, często wracasz do czasów Twojego dzieciństwa. Dlaczego tak chętnie do niego zaglądasz? Czego tam szukasz? Jaki wpływ miało dzieciństwo na Twoje dorosłe życie?
Miałem cudowne dzieciństwo i świetną młodość. Dużo czytałem przygodowych książek, marząc o tym, by zostać ich bohaterami i w wyobraźni spełniałem te marzenia - byłem piratem, zbójem, Indnianinem, kosmonautą, pilotem, rzymskim gladiatorem, piłkarzem itd. Bawiliśmy się z kolegami świetnie. Dziś dzieci tego nie mają i dla mnie są jakby "upośledzone" przez tę naszą cywilizację. Co będą wspominać? Ilość lajków na facebooku, godziny spędzone przed komputerem? Ja cały czas czuję się małym chłopcem. Syna traktuję jak kumpla z piaskownicy. Bawię się z nim w stare gry typu kapsle, kule duńskie. Szukamy razem skarbów, wchodzimy na drzewa. Chciałbym, żeby mnie zapamiętał jako dobrego ojca.
Gdyby doba miała więcej niż 24 godziny i gdybyś miał więcej czasu, czego byś jeszcze spróbował, czym byś jeszcze się zajął?
Chciałbym częściej wędkować, robić zdjęcia, ale przede wszystkim pisać. W tej chwili pisanie to moja największa pasja. Denerwuje mnie to, że myślę szybciej niż piszę. Mam w jednej chwili tyle pomysłów, a po sekundzie już o kilku z nich nie pamiętam. To jak narkotyk, jak bycie w transie, totalny odlot... Chciałbym bardziej zająć się astrofotografią, ale ogranicza mnie brak funduszy na szalenie drogi sprzęt. Potrzebuję czasu na moje kolekcje monet, znaczków i kapsli. Pragnę więcej podróżować, zwiedzać nie tylko Wielkopolskę, ale też i świat. Będąc chłopcem czytałem książki Centkiewiczów o Arktyce i marzyłem o tym, by zobaczyć zorzę polarną. Teraz znów o tym marzę. Chciałbym też pisać książki.
Mieszkasz na poznańskim Umultowie. Lubisz to miejsce?
Bardzo! Umultowo to zielona dzielnica, w której jest mnóstwo zwierzaków, ptaków i owadów. Nawet w naszym ogrodzie znalazłem ćmę zawisaka topolowca - dziś już rzadkiego. Do Warty mam żabi skok. Cały czas odkrywam tu nowe miejsca. Tylko trochę mi żal, że tak szybko powstaje tu wiele nowych domów. Jeszcze kilka lat temu ze swoich okien mogłem zachwycać się dzikami, sarnami, bażantami i lisami. Niedaleko domu, słychać było nawet rykowisko. Teraz, wychodząc na taras, widzę i czuję co gotują sąsiedzi. Na szczęście czapla cały czas powraca do pobliskiego stawu na pyszne ukleje, płotki i żaby. Te pyszności są silniejsze niż strach przed człowiekiem.
Dziękuję Ci za rozmowę i życzę, żeby wszystkie Twoje marzenia się spełniły. Zdaje się, że jedno z nich, zwiazane z publikacją Twojej książki, jest już tego bliskie.
Fotografie Daniela Sypniewskiego można zobaczyć w galerii "Wielkopolska w obiektywie".