Marcin Walkowiak: Nie zapominam o tym co jest najbliżej
- Napisane przez Izabela Wielicka, Piotr Wielicki
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
- Wydrukuj Email
- Skomentuj jako pierwszy!
Z Marcinem Walkowiakiem, podróżnikiem i fotografem, rozmawiają Izabela i Piotr Wieliccy.
Dużo Pan podróżuje i fotografuje. Efekty tych działań można zobaczyć w Pana internetowej galerii. Jest tam również motto - słowa świętego Augustyna: "Świat jest książką. Kto nie podróżuje, to tak jakby czytał wciąż tylko jedną jej stronę". A więc chyba ważniejsze są dla Pana podróże, a fotografia ma je tylko dokumentować.
- Tak. Podróże zaczynają zdecydowanie dominować. W tej chwili mam trzy główne pasje, które nie dają mi spokoju. To są właśnie podróże, fotografia i fortyfikacje. Wszystkie się ze sobą łączą. Fotografią zajmowałem się kiedyś bardziej artystycznie, w tej chwili widzę, że stała się bardziej reportażowa - dokumentalna. W tej chwili nie mam już czasu na inne rzeczy. Jest tyle miejsc na świecie do zobaczenia i wiem, że życia na nie nie starczy. Wybrałem więc dokumentowanie tego co oglądam i poprzez fotografię dzielę się tą radością.
Zajmuje się Pan również trochę fotografowaniem zawodowo?
- Troszeczkę, ale w minimalnym zakresie. Tak naprawdę jest to pasja przede wszystkim. I wymyśliłem sobie na tę pasję pewną receptę. Profesjonalny sprzęt fotograficzny jest bardzo drogi, dlatego - choć zdjęcia robię dla siebie i z czystej pasji - współpracuję z kilkoma wydawnictwami, które wybierają zdjęcia bezpośrednio z mojej galerii internetowej. Wtedy faktycznie jakieś przychody z tego tytułu są i na sprzęt fotograficzny wystarcza.
Interesuje się Pan fortyfikacjami. Również dokumentuje je Pan fotograficznie?
- Tak. Fortyfikacje, zdjęcia fortyfikacji znajdujące się w mojej galerii, to chyba największy album fortyfikacji, jaki znam, dostępny w internecie.
A skąd ta pasja do fortyfikacji?
- Urodziłem się przy Cytadeli i chyba to było początkiem.
Jak Pan organizuje swoje podróże? Z kim Pan podróżuje? Czy z paczką przyjaciół czy samotnie?
- Bardzo różnie. Samotnie raczej rzadko podróżuję. Najczęściej z przyjaciółką, ze znajomymi. Możliwości, jakie daje teraz internet są bardzo duże. Z Poznania w zasadzie wszystkie tanie połączenia już wykorzystałem i muszę teraz sięgać coraz dalej. Mam jeszcze bardzo dużo marzeń na liście, ale realizuję je sukcesywnie. Aktualnie poluję na bilety do Indii. Tam też są zresztą ciekawe forty. Najdalej udało mi się oglądać fortyfikacje w Hong Kongu. Ostatnio byłem też w Belgii, Holandii i Portugalii - w Europie wciąż mam sporo do zobaczenia. No i Polska - nie można zapominać o Polsce. W Polsce jest 28 tysięcy obiektów militarnych. To jest najwięcej w Europie, jeśli przeliczyć na metr kwadratowy czy mieszkańca.
Czy łączy Pan swoje służbowe podróże ze swoją pasją? Zdarzają się Panu jakieś ciekawe okazje?
- Raczej rzadko, ale oczywiście jeśli zdarza się okazja to z niej korzystam. Zawodowo zajmuję się wyposażaniem hoteli w różne instalacje techniczne i mieliśmy kilka wyjazdów służbowych do Azji pod kątem targów hotelowych. Częściej podróżuję służbowo po Polsce, choć już niewiele zostało mi w kraju do zobaczenia - może jeszcze ścianę wschodnią chciałbym zobaczyć.
No właśnie, bo kocha Pan podróże i te małe i te duże (śmiech). Widać to w Pana galerii, gdzie jest wiele zdjęć z Polski, w tym z Wielkopolski.
- Tak. Dużo jest tam dworków, pałacyków. Nie zapominam o tym co jest najbliżej, chociaż to czasem najtrudniej dostrzec.
Przede wszystkim fotografuje Pan architekturę - wspomniane pałace, dwory, zamki, twierdze. Fascynuje Pana wobec tego to, co stworzyła ręka ludzka?
- Tak. Interesuje mnie architektura przez duże A. Niestety coraz mniej powstaje takiej architektury wysokiego lotu. A przecież architektura jest sztuką. Szukam tego co jest niebanalne. I to można znaleźć i w małej wiosce, w jakimś rękodziele i oczywiście w budynkach ogólnie znanych.
Bardzo ważne jest dla nas to co Pan powiedział, że można znaleźć coś niezwykłego i cennego nawet w małej wiosce. Nas też cieszy odkrywanie skarbów wielkopolskiej prowincji. Taka jest misja naszego portalu. Czy po obejrzeniu tak wielkiej ilości obiektów, odnajduje Pan jeszcze coś czego Pan wcześniej nie spotkał?
- Tak. Cały czas coś mnie zachwyca, chociaż - nie ukrywam - coraz rzadziej (śmiech). Weryfikuję też różne informacje. Znam różne zamki bastionowe - przynajmniej sześć, które mienią się największymi na świecie. Staram się to sprawdzić, zweryfikować. Wiemy o katastrofie w Czarnobylu, że jest tam opuszczone miasto Prypeć. Pojechałem tam zobaczyć jak to faktycznie wygląda i czy rzeczywiście było takie skażenie czy nie. Jak wyglądało czterdziestopięciotysięczne miasto, które jest opuszczone. Muszę powiedzieć, że w tym miejscu czułem się najbardziej samotny w życiu. Przez półtora dnia chodziłem tam zupełnie sam i tylko psa spotkałem. Tak więc można znaleźć jeszcze coś ciekawego, jak się chce szukać. Tu chodzi też o spojrzenie. Ja umiem się cieszyć z małych rzeczy. To jest taka umiejętność, którą może nabywa się z czasem, ale trzeba tego naprawdę chcieć. Można popaść w zachwyt nad krajobrazami, budynkami, uznać że skoro w Portugalii są piękne plaże to te nasze są niewiele warte. A wiele zależy od różnych czynników, na przykład od pogody i żeby być w danym miejscu we właściwym momencie. Mam taki fajny przykład. Robiłem zdjęcie drewnianego kościółka "Na Pólku" w miejscowości Bralin w Wielkopolsce. Z tym miejscem jest związana legenda o cudownym obrazie, który w tajemniczy sposób przenosił się po polu. Miejsce niezwykłe i nie dosyć że do kościółka prowadziła prosta droga, po jednej stronie pole było zielone, po drugiej rosło żółte zboże i jeszcze nad tym wszystkim pojawiła się tęcza. Znalazłem się tam w dobrym momencie.
Rzeczywiście. To zdjęcie jest wyjątkowe. Zachwycił nas również pałac w Mojej Woli z elewacją z dębu korkowego, którego zdjęcie jest w Pana galerii. Nigdy takiego nie spotkaliśmy.
- Tak, a on jest u nas - w Wielkopolsce. Podobno są tylko dwa takie na świecie.
Jak Pan odnajduje takie ciekawe obiekty? Mam tu na myśli nie te popularne, udostępniane turystom - tylko te, które są gdzieś na prowincji, mało znane.
- Czytam. Nie ukrywam, że internet jest dla mnie podstawowym źródłem. Mało czasu mam na przewodniki. No i często przy okazji coś ciekawego znajduję. Jak już jestem gdzieś w terenie, to rozmawiam z miejscowymi, pytam. Nie mierzę podróży ilością przebytych kilometrów, ale liczbą poznanych ludzi. Wolę rozmawiać, bo właśnie na miejscu można się dużo dowiedzieć. Ubolewam nad tym, że tak mało jest opisów na mojej stronie. Wrzucam zdjęcia, ale nie znajduję już czasu żeby je dokładnie opisać. Cały czas sobie obiecuję, że wrócę do tego, ale już pojawiają się nowe zdjęcia. Staram się chociaż krótko opisać miejsce, w którym zdjęcie było zrobione, ale nie jego historię, choć te historie są właśnie najciekawsze.
Bywa, że miejsca, które Pan fotografuje są często w rękach prywatnych lub są opuszczone i niedostępne dla zwiedzających. A jednak Panu udaje się do nich dotrzeć, a nawet sfotografować. Jak Pan to robi?
- Zawsze warto zapytać właściciela albo ochronę, jeżeli jest. No i mieć przy sobie 10 zł lub przysłowiową flaszeczkę, żeby się odwdzięczyć. Z wchodzenia na dziko i włamywania się już wyrosłem. Ale zdarzało się, że pokusa była większa niż wysoki płot lub strach przed psem (śmiech.)
W Pana galerii jest także sporo zdjęć skansenów. Powiedział Pan też kiedyś, że jednym z Pana planów jest dokończenie pracy nad dokumentacją fotograficzną tych właśnie polskich obiektów. Dlaczego właśnie te skanseny tak bardzo Pana frapują?
- Bardzo lubię drewnianą architekturę i prostota dawnych narzędzi i przyrządów.
Czyli nie tyle ta ludowa obyczajowość Pana interesuje, co konkretnie i znów architektura?
- Tak, ale również i to że są to bardzo stare budynki, z którymi związane są historie ludzi, pokoleń które w nich mieszkały. Są one przeniesione w jedno miejsce i funkcjonują dziś jako obiekty należące do skansenów, ale są to żywe budynki - miejsca, w których ktoś kiedyś mieszkał. Mają swoją historię.
To jednak doszukaliśmy się w Panu nutki romantyzmu. (śmiech)
- Ja mam w sobie dużo romantyzmu i takiej wrażliwości, którą przypisuje się kobietom. Proszę sobie wyobrazić, że na przykład kręci mnie haft. Sam nie haftuję, ale podoba mi się sam fakt, że ktoś miesiąc czasu spędził nad wyhaftowaniem koszuli. To jest dziś niedoceniane. Dziś produkty projektowane są masowo a ich żywotność obliczana na okres gwarancji.
Jakie są Pana najbliższe plany? Ma Pan już je skonkretyzowane?
- Tak. Zawsze tak. Często jeżdżę do Berlina i zwiedzam to miasto od strony opuszczonych miejsc. W listopadzie wybieram się do Szkocji, w grudniu do Londynu i Paryża. W styczniu znów jadę do Paryża oglądać forty, żeby obejrzeć je w scenerii zimowej. Potem mam w planie Maltę, no i Indie. W marzeniach jest też Myanmar, czyli dawna Birma. Bardzo podobają mi się Niemcy, myślę że turystycznie są trochę niedoceniane. Niemieckie dziedzictwo, przez wielu źle oceniane, w Poznaniu i okolicach spotykamy na każdym kroku. Wiele jest tu dworów, pałaców, pruskich i niemieckich fortyfikacji. Niemcy w dużym stopniu tworzyli naszą infrastrukturę. Nie odżegnuję się od historii i czasem zakładam na siebie mundur pruski podczas oprowadzania turystów po fortyfikacjach. Historia ożywiona bardziej trafia do ludzi.
Jakie jest Pana ulubione miejsce w Wielkopolsce. Co Pana w niej zachwyca?
- Mnie w Wielkopolsce cały czas zachwyca różnorodność krajobrazu.
Chyba wiele osób uznałoby Pana słowa za trochę kontrowersyjne. Często słyszymy uwagi, że w Wielkopolsce jest płasko i nudno.
- Nie zgadzam się z tym. Można tu znaleźć wiele miejsc, które są prawie "górzyste" i wciąż jeszcze trochę „dzikich” terenów. Bardzo lubię korzystać z agroturystyki. Chętnie wybieram tę formę wypoczynku, kiedy chcę wyjechać gdzieś blisko i na krótko - tak na weekend. Jeżdżę na przykład do lasów w okolicach Sierakowa. Chętnie tam wracam. Lubię tez bardzo też stare cmentarze - ewangelickie i żydowskie. W Puszczy Noteckiej jest sporo takich starych cmentarzy.
Dziękujemy bardzo za rozmowę i życzymy kolejnych ciekawych podróży i udanych zdjęć. No i oczywiście kolejnych "odkryć" w Wielkopolsce.
Więcej zdjęć Marcina Walkowiaka można zobaczyć w jego galerii internetowej.
- Dział: Rozmowy
- Czytany 12459 razy
Artykuły powiązane
- „Non omnis moriar” - wspomnienie o artyście rzeźbiarzu Julianie Bossie - Gosławskim (1926-2012)
- Robert Zaleśny: Jestem blues-rockowy
- Przyroda wokół Poznania - wystawa fotografii Daniela Sypniewskiego
- Jędrzej Szyguła: Magia pojawiającego się obrazu
- Festiwal Fotografii Przyrodniczej "Przyroda Warta Poznania"