Chludowski pałac, kościółek i ogrody modlitwy - cz. 2
- Napisane przez Izabela Wielicka
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
- Wydrukuj Email
- Skomentuj jako pierwszy!
Chludowo leży w powiecie poznańskim, w gminie Suchy Las i liczy około 1200 mieszkańców. To z pozoru bardzo zwyczajna miejscowość, której głównym atutem wydaje się być dobra lokalizacja, ponieważ stąd do Poznania jest tylko 16 kilometrów. Im jednak bardziej zagłębimy się w dzieje tej wsi, tym bardziej będziemy zaskoczeni niezwykłą jej historią i znaczeniem dla Polski i chrześcijaństwa.
I część artykułu można przeczytać TUTAJ.
Roman Dmowski mieszkał w pałacu sam. Nigdy nie ożenił się i nie założył rodziny, ale nie był samotny. Prowadził aktywne życie towarzyskie i polityczne. Sporo czytał - zajmowały go publikacje na temat masonerii i kultur Wschodu. Dużo pracował - napisał tu wiele artykułów do gazet, a nawet powieści: "W połowie drogi" i "Dziedzictwo", które popełnił pod pseudonimem "Kazimierz Wybranowski" - trochę dla rozrywki i wypoczynku, jak twierdził. Na marginesie: powieść ta miała bardzo pochlebne recenzje i ukazała się w wielu wydaniach. Przyjmował też w domu znane osobistości, np.: generała Józefa Hallera, Wojciecha Korfantego, Wincentego Witosa, Aleksandra Dębskiego, czy Zygmunta Berezowskiego.
Dmowski przyjaźnił się bardzo z rodziną Niklewiczów. Często przebywał w ich warszawskim domu. Latem Niklewiczowie natomiast odwiedzali Dmowskiego. Całe lato spędzała tu Maria Niklewiczowa z córkami. W związku z tym, jak wspominał Tadeusz Bielecki - sekretarz Dmowskiego - "w lecie gwarno i ludno bywało w Chludowie". Pani Maria pomagała mu w prowadzeniu domu. On natomiast cieszył się z towarzystwa "przyszywanej rodziny", zwłaszcza dzieci. Chludowo było wprost idealnym miejscem na wakacje.
"(...) W ścianie przeciwległej do wejścia znajdowały się oszklone drzwi prowadzące na taras. Przed nim , na lekko falistym gruncie, rozpościerał się duży trawnik, dochodzący aż do stawu obramowanego drzewami i krzewami, wśród których specjalnie ładnie wyglądały zwieszające się kaskadami gałęzie płaczących wierzb. W głębi trawnika wznosiła się grupa pięknych, starych kasztanowców, które niestety nie przetrzymały surowej zimy 1929 roku. Na prawo, bliżej domu, rosła lipa srebrnolistna, o kwiecie wielkim i wonnym, składem i grubością płatków przypominającym kwiat pomarańczy. Trawnik można było obejść - idąc w prawo od domu - dróżką, która następnie okrążała cały park." - pisała Maria Niklewiczowa w swoich wspomnieniach.
Pokój stołowy, w którym jadano posiłki był nieduży, z jednym oknem. Ciemny stół i krzesła oraz pomalowane na czarno drzwi sprawiały, że wnętrze zdawało się trochę ponure.
"Na parterze było jeszcze kilka pokoi gościnnych, między innymi interesujący pokój narożny, z wykuszem, kiedyś będący pewnie biblioteką. Brązowe boazerie sięgały głowy i były zakończone półką, która służyła chyba za podstawę szafom bibliotecznym. Jak wieść niosła, w tym pokoju mieściła się kiedyś loża masońska, a jak chciała tradycja bardziej prozaiczna , był to pokój do picia piwa. Na piętrze znajdował się jasny, wesoły hol, odpowiadający sieni na dole. Jego trzy okna wychodziły na południe; było przez nie widać dwa wielkie świerki i półkole utworzone z lip, odgradzające dom od sadów i samej wsi. Między świerkami był okrągły, cementowy basen; dawniej była tu podobno fontanna, ale teraz bujnie krzewiły się czerwone i różowe pelargonie." - pamiętała pani Maria. A tak opisała pokoje samego gospodarza:
"Z klatki schodowej wchodziło się do dwóch południowych pokojów - sypialni i gabinetu pana Romana. Pokój sypialny był urządzony bardzo prosto. Stało tam zwykłe metalowe łóżko, nad którym wisiał wizerunek Matki Boskiej, medalik oprawiony w głęboką ramkę na tle aksamitu. Na stoliku przy łóżku stał stos książek, między którymi nierzadko był Cezar czy Tacyt, i dwie świece w żółtych, majolikowych lichtarzach. Poza tym była szafa, bieliźniarka i duże tremo w dębowej ramie, służące za toaletkę. Z sypialni prowadziło wejście do łazienki, usytuowane na wprost okna. Gdy pan Roman kupował Chludowo, w domu była łazienka, ale niewygodna, toteż przerobił na łazienkę piękny, duży pokój, położony obok sypialni i urządził ją naprawdę luksusowo. Był to jeden z przedmiotów jego dumy (...)".
Dzięki pamiętnikowi Marii Niklewiczowej, jej wnikliwym opisom, możemy dziś dowiedzieć się, jak wyglądało wnętrze pałacu i jego życie.
"Pokój, w którym siedziało się najczęściej, był duży; miał dwa okna i drzwi balkonowe prowadzące na taras. Urządzony był meblami wiklinowymi, wyłożonymi kilimowymi poduszkami. Na podłodze leżał duży kilim, na środku stał bilard, w który zresztą rzadko kiedy się grało. Ściany zdobiło kilka obrazów; jeden przedstawiał port i stojący w nim okręt, drugi starej szkoły holenderskiej, tez o tematyce morskiej, oraz dwa małe krajobrazy."
Latem pałac tętnił życiem. Na pierwszym planie były wówczas dzieci Niklewiczów. Dmowski zawsze kupował im jakieś piękne prezenty i zabawki, przygotowywał dla nich osobne pokoje. Jego mali goście mieli też do dyspozycji dodatkowy pokój - przeznaczony specjalnie do zabaw. Czas umilał im w Chludowie osiołek i miniaturowy, drabiniasty wóz, którym mogły jeździć po parku. Starsze dzieci mogły także popływać łódką po stawie. Roman Dmowski uwielbiał dzieci i to z wzajemnością.
W swoim gospodarstwie Dmowski zawsze miał kilka psów. Kiedy przeprowadził się do Chludowa, zaraz sprawił sobie małego wilczka, który nazywał się Bystrek. Był to jego ulubieniec. Jak wspomina Maria Niklewiczowa "Gospodarz zwykle chodził ubrany na biało, bez krawata, w sportowej koszuli z wykładanym kołnierzem.(...)" Jego ulubionym nakryciem głowy była biała panama. Wyglądał w tym stroju bardzo szykownie, ale na białym ubraniu często było widać ślady łap Bystrka.
Roman Dmowski był prawdziwym gospodarzem. O wiele rzeczy dbał samodzielnie. Nie stronił od pracy fizycznej. Sam rąbał drewno i pracował w ogrodzie. Założył piękny sad karłowych jabłoni i grusz, który wspaniale owocował i był jego dumą. W zaniedbanym kącie parku założył śliczny ogródek owocowy, który nazwał "Krysinkiem" na cześć swojej chrzestnej córki - Krystyny Niklewiczówny. Dla przyjaciółki Marii urządził ogródek różany. Robił też różne eksperymenty ogrodnicze. Jednym z nich, i to zakończonym sukcesem, było przesadzenie czterdziestoletniego szpaleru grabowego.
Dmowski lubił spacerować po swoim parku i łowić ryby w parkowym stawie.
"Do zajęć, które stały się w Chludowie tradycją, należał dokonywany co czwartek połów ryb. Dość duży staw był zarybiony karpiami i linami. Pod wieczór zbieraliśmy się wszyscy na brzegu. Pan Roman siadał na łódkę i dyrygował zaciąganiem dużej sieci. Wtedy nie wolno się było odzywać, bo ryby uciekały od zgiełku. Wyciąganie sieci zawsze stanowiło sensację (...) - wspominała Maria Niklewiczowa.
Pałacowa kuchnia była na wysokim poziomie. Dmowski znał się na kuchni i był nie lada smakoszem. Specjalnością domu były kotlety baranie z rusztu, liny po nelsońsku i potrawka tuluzańska. Wymagał więc od kucharki dużych umiejętności, ale i potrafił ją uszanować - jak zresztą szanował wszystkich ludzi pracy. Dostrzegła to i podziwiała za to swojego przyjaciela Maria Niklewiczowa:
"W Chludowie wprowadził zwyczaj mówienia "pan" każdemu wykwalifikowanemu pracownikowi. A więc "panem" tytułowało się kucharza, ogrodnika i szofera. Pamiętam zdziwienie jednej ze znajomych, której Pan Roman pokazywał ogród, że zwraca się do ogrodnika przez "pan", oraz jego odpowiedź jaką dał na jej interpelację: - Proszę Pani, jakżeż mogę nie mówić "pan" człowiekowi, który wie, co to jest azot!".
Mieszkańcy Chludowa również szanowali Dmowskiego i lubili go. Kiedy przechodziły obok posesji wiejskie dzieci, wołał je i obdarzał owocami z sadu. Kiedy kucharce zmarł ojciec i jechała na pogrzeb, wypłacił jej pensję z góry, dodając trochę pieniędzy na dodatkowe wydatki. Jedna ze służących w pałacu była prawosławna, ale bardzo chciała zmienić wiarę na katolicyzm. Maria Nikewiczowa uczyła ją katechizmu, a Dmowski był świadkiem uroczystości przyjęcia kobiety na łono kościoła.
Sam Dmowski, choć nie był zbyt praktykującym katolikiem, przyjmował w domu proboszcza - księdza Teodora Zimocha (późniejszego więźnia Dachau i Gusen, gdzie został bestialsko zamordowany), chodził też czasem do kościoła i brał udział w uroczystościach Wielkiej Nocy. Robił to bardziej z przywiązania do tradycji. Przekazywał też kwiaty ze szklarni do kościelnego grobu Chrystusa.
Dmowski bardzo zżył się z lokalną społecznością i kochał Chludowo. Niestety, w ostatnich latach życia jego sytuacja finansowa znacznie się pogorszyła. Ciężko było mu spłacać raty Banku Rolnego. Duży dom wymagał remontu, a jego utrzymanie i opłacanie służby przewyższało już jego możliwości. Zdecydował więc o sprzedaży majątku.
Werbiści
W 1935 roku Chludowo kupiło Zgromadzenie Misyjne Księży Werbistów. Duchowni uznali to miejsce za idealne na urządzenie nowicjatu dla kleryków. Planowali, by w przyszłości powstało tu seminarium misyjne. Jako patrona nowego domu wybrano świętego Stanisława Kostkę.
"Miłym dla nas było to, iż siedziba, do której byliśmy bardzo przywiązani, w której przeżyliśmy tyle dobrych chwil, będzie służyć Sługom Bożym. Niepisana umową zastrzegłam sobie, aby zawsze w dzień imienin pana Romana, 9 sierpnia, była odprawiana Msza święta w jego intencji. Dawniejszy pokój dzienny został zamieniony na kaplicę, a Ojcowie dotrzymali umowy, odprawiając uroczystą Mszę 9 sierpnia 1935 roku i w latach następnych"... - pisała Maria Niklewiczowa, która zajęła się przyjacielem. Do końca swoich dni, w ciężkiej chorobie, miał dobrą opiekę. Zmarł w 1939 roku w Drozdowie - w majątku Niklewiczów.
Niestety, rok ten nie był także dobry dla nowych gospodarzy Chludowa. Wybuch wojny przerwał działalność zgromadzenia. Przez cztery lata dotychczasowej, przedwojennej pracy przez nowicjat przeszło jednak 61 kleryków. W 1940 roku Niemcy utworzyli w pałacowym budynku obóz przejściowy dla zakonników i księży z okolicy. 22 maja 1940 roku z tego miejsca wywieziono do obozu w Dachau około 70 duchownych, w tym 26 kleryków werbistów. Wielu z nich już nigdy nie wróciło.
Potem dom zamieniono na przychodnię i obiekt wojskowy. Miejsce straciło romantyczny klimat. Ponadto pałac mocno ucierpiał podczas pożaru w 1948 roku. W latach pięćdziesiątych odbudowano pałac. Mimo poważnego remontu, budynek bardzo stracił na urodzie i nie wyglądał już tak jak przed laty. Od 1978 roku znów mieści się tutaj nowicjat dla kleryków i braci zakonnych.
Chludowski dom może poszczycić się wieloma wybitnymi mieszkańcami. Byli wśród nich: błogosławiony ojciec Ludwik Mzyk, czternastu werbistów kleryków i nowicjuszy - męczennicy II wojny światowej. Najbardziej znaną duchowną postacią z Chludowa jest ojciec Marian Żelazek - więzień obozu w Dachau, ofiarny misjonarz w Indiach, niosący pomoc trędowatym w leprozorium w Puri i dwukrotnie nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla. Jego imię nosi zresztą Zespół Szkół w Chludowie.
Księża werbiści prowadzą wiele akcji powołaniowych i misyjnych, a także rekolekcje dla osób świeckich. W budynkach, na terenie należącym do zgromadzenia, znajduje się Muzeum Etnograficzne Misyjne. Jego zbiory stanowią przeróżne przedmioty przywiezione przez księży z misji. Jedna z salek muzealnych poświęcona jest ojcu Żelazkowi i jego pracy z trędowatymi.
***
Dziś pałac, wybudowany przez rodzinę von Treskow, choć nadal stoi na swoim miejscu, w ogóle nie przypomina tego sprzed lat - z planów pierwszych budowniczych. Na pierwszy rzut oka, wygląda jak budynek wielorodzinny z lat pięćdziesiątych. Kiedy przyjrzymy się dokładniej, zastanowi nas z pewnością dziwny wykusz, który nie pasuje w tej chwili do bryły budynku oraz przepiękne drzwi frontowe. Prawdopodobnie są oryginalne lub przynajmniej pochodzą z czasów, pamiętających stare Chludowo. O życiu Romana Dmowskiego w tym miejscu przypomina pamiątkowa tablica na ścianie budynku i brązowe popiersie autorstwa rzeźbiarki Magdaleny Winiarskiej-Gotowskiej, ustawione przed frontem pałacu.
Okazały park, otaczający dom werbistów, zachował się jednak w bardzo dobrym stanie. Jego centralnym miejscem, jak dawniej, jest staw. Bogaty drzewostan zachwyca odwiedzających to miejsce. Są tu dorodne świerki, graby, buki, wiązy, jesiony i lipy. Nastrój tajemniczości i naturalny, angielski charakter parku stwarza plątanina bluszczy. Mieszka tutaj wiele dzikich ptaków. Tak jak w przykościelnym ogrodzie, tak i tutaj odnaleźć można miejsca kultu religijnego. Na terenie parku rozrzucone są przepiękne, choć dość zniszczone, stacje drogi krzyżowej. Liczą one około 20 - 25 lat, ale wyglądają na dużo starsze. W 2010 roku kilka z mosiężnych tablic, upamiętniających Mękę Pańską zostało ukradzionych - najprawdopodobniej przez handlarzy złomem. Niedaleko stawu znajduje się też bardzo ciekawa grota Matki Bożej Niepokalanej.
Wśród zielonej gęstwiny potężnych koron drzew słychać śpiew ptaków. Po stawie pływają kaczki i łabędzie. W wolierach można zobaczyć gołębie hodowlane, przepiórki, bażanty, pawie i króliki miniaturowe. Park udostępniony jest, w określonych godzinach, wszystkim zwiedzającym. To wspaniałe miejsce na relaksujący spacer. Można tu znaleźć ciszę, spokój, oraz wyjątkowe warunki do zadumy, refleksji i modlitwy.
Z pewnością warto odwiedzić Chludowo, nie tylko ze względu na jego ciekawą historię, ale i na panujący tutaj klimat trochę tajemniczych ogrodów - ogrodów modlitwy.
Zaglądałam, skorzystałam, polecam:
1. Marja Nikewiczowa: Pan Roman. Wspomnienia o Romanie Dmowskim, Warszawa 2001, Wyższa Szkoła Humanistyczna w Pułtusku
2. www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2004/Przewodnik-Katolicki-26-2004/Wiara-i-Kosciol/Chludowo-zrodlem-misji
(dostęp 28.06.2015)
3. www.chludowo.werbisci.pl
(dostęp 28.06.2015)
4. www.treskowpage.com/03_
orte/03_orte_Chludowo.html
(dostęp 28.06.2015)
5. www.romandmowski.pl
(dostęp 28.06.2015)
Więcej zdjęć z życia Romana Dmowskiego w Chludowie na stronie www.romandmowski.pl.
Więcej zdjęć z Chludowa autorki artykułu w galerii
"Wielkopolska w Obiektywie".
- Dział: Artykuły
- Czytany 6030 razy
Izabela Wielicka
Z wykształcenia bibliotekarz, ale lubi odnajdywać ślady przeszłości nie tylko na kartkach książek. Zafascynowana wielkopolską prowincją najchętniej spędza wolny czas na wsi lub w małych miasteczkach - regionalistka z romantyczną duszą. Zwiedza Wielkopolskę, szukając ciekawych miejsc i niezwykłych historii, którymi dzieli się na zainicjowanym przez siebie portalu wielkopolska-country.pl.