Krystyna Święcicka: Każdy znajdzie na wsi coś dla siebie
- Napisane przez Piotr Wielicki
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
- Wydrukuj Email
- Skomentuj jako pierwszy!
Z Krystyną Święcicką, prezesem Wielkopolskiego Towarzystwa Agroturystyki i Turystyki Wiejskiej oraz właścicielką pensjonatu Pałac Baborówko, rozmawia Piotr Wielicki
Atrakcje wielkopolskiej prowincji kojarzą się nam głównie z zabytkami architektury. Ślady historii wielkopolskiego ziemiaństwa wciąż zachwycają. Nasz region obfituje w zamki, pałace i dwory. Pani również jest właścicielką takiej nieruchomości. Czy Pani zdaniem wielkopolskie obiekty tego typu są dobrze wykorzystywane?
- Rzeczywiście, takich obiektów jest w Wielkopolsce bardzo dużo. Wpływ na to miała niewątpliwie germanizacja zachodnich ziem Polski. Trzeba pamiętać, że ówczesny kanclerz Niemiec, Otto von Bismarck, przeznaczał na germanizację - w tym także na wykup polskich ziem i budowę niemieckich posiadłości - ogromne pieniądze. Przykładem takiego obiektu jest prowadzony przez nas Pałac Baborówko.
Pod koniec XIX wieku majątek wykupił Niemiec Otto von Hantelmann. I takich obiektów można by wymieniać wiele.
Niestety, w moim przekonaniu te wszystkie dworki i pałace nie zawsze są dobrze wykorzystywane. Nie ma niestety dostatecznej dbałości o ratowanie starych obiektów. Dużo łatwiej jest wybudować nowoczesny pensjonat, nie martwiąc się o zabezpieczenia ścian czy ratowanie zabytkowej stolarki. Znamy taki problem, ponieważ spotykamy się z nim na co dzień. Trzeba przy tym pamiętać, że nieraz bardzo trudno jest adaptować stary obiekt na potrzeby turystyki. Proszę sobie wyobrazić, jak ogromnych pieniędzy potrzeba, aby wielki pałac przekształcić na komfortowy obiekt turystyczny, który spełnia oczekiwania wymagających gości.
Trudno się dziwić, skoro przez wiele lat te dworki i pałacyki po prostu niszczały.
- Ależ oczywiście! Mieściły się w nich często siedziby PGR-ów,biura, przedszkola, także mieszkania, i tak naprawdę nikt o nie nie dbał we właściwy sposób. Adaptując na ówczesne potrzeby, znacznie je niszczono. Często nie zagospodarowywane, popadały w ruinę. Dlatego odremontowanie takich obiektów jest bardzo trudne i kosztowne. Trudno jest też znaleźć pieniądze na ich odnowienie. Dostępne środki najczęściej przeznaczone są na duże zabytkowe obiekty, co jest zrozumiałe. Natomiast pozyskanie pieniędzy na mniejsze obiekty jest znacznie trudniejsze. Do tego dochodzi jeszcze problem własności. Te posiadłości komuś przecież kiedyś zabrano. I do dziś ten temat nie został jednoznacznie rozwiązany, co w bardzo dużym stopniu utrudnia wykup, czy rewaloryzację zabytkowych obiektów.
Wiele dziś mówi się o historii, kolebce państwa polskiego, naszej kulturze i tradycji. A przy tym zapomina się, że te dwory i pałace były właśnie kolebką polskiej kultury. I to, co stanowiło ten trzon kultury, zostało całkowicie i często bezpowrotnie zniszczone.
Wyjeżdżając na wieś, mówimy: jedziemy na agroturystykę. Tymczasem nazwa stowarzyszenia, któremu Pani przewodniczy, brzmi: Wielkopolskie Towarzystwo Agroturystyki i Turystyki Wiejskiej. Czym różni się agroturystyka od turystyki wiejskiej?
- Temat turystyki wiejskiej jest tematem ogólniejszym i zawiera „w sobie” agroturystykę. Utarło się przekonanie, że agroturystyka to jest pokój u rolnika. Od tego właściwie się zaczęło i ten pomysł sprawdzał się przez wiele lat.
Z kolei turystyka wiejska obejmuje agroturystykę, czyli nadal te pokoje u rolnika, ale także wiejskie pensjonaty czy zielone szkoły. Słowem: wszystkie te atrakcje na wsi, które mają charakter związany z rolnictwem. Ale turystyka wiejska to także wszelkie inne atrakcje wiejskie, między innymi spotkania przy ognisku czy sprzedaż produktów regionalnych, kultura regionalna, rękodzielnictwo, a także wiedza dotycząca pracy na roli i pochodzenia podstawowych produktów. Bo czasami ktoś jedzie na wieś, by zjeść dobre, wiejskie, naturalne jedzenie i rozkoszować się ciszą i naturą.
Zwyczajowo używa się słowa „agroturystyka”, bo „turystyka wiejska” brzmiałoby czasami nieco trudniej. W nazwie naszego towarzystwa zostawiliśmy określenie „agroturystyka” ze względów mentalnych - dla potrzeb ludzi, którzy zakładali stowarzyszenie i prowadzili agroturystykę od początku i mieli do niej ogromny sentyment.
Jako prezes Wielkopolskiego Towarzystwa Agroturystyki i Turystyki Wiejskiej i jednocześnie członek kapituły konkursu na najlepszy obiekt turystyki na obszarach wiejskich w Wielkopolsce, często odwiedza Pani gospodarstwa agroturystyczne. Jak Pani ocenia te obiekty?
- Jestem zachwycona tym, co się dzieje w Wielkopolsce, pomysłowością ludzi, tym szerokim spektrum ludzkich działań. Oczywiście, jakieś gospodarstwo znajduje się nad jeziorem, drugie w głębokim lesie, a trzecie w szczerym polu albo na środku wsi. Niezależnie od tego pomysłowość ludzka jest ogromna i bardzo mnie cieszy to, że powstaje i rozwija się coraz więcej nowych obiektów. Wynika też z tego, że młodzi ludzie widzą sens zostawania na wsi i prowadzenia takich gospodarstw. Nierzadko są to już bardzo ekskluzywne i eleganckie obiekty, ale nadal powinny być utrzymany w wiejskim charakterze.
Odwiedzając gospodarstwa agroturystyczne z kapitułą konkursową, ogromny nacisk kładziemy na to, aby taki charakter wiejski został zachowany. Dotyczy to wystroju gospodarstwa, otoczenia, jedzenia. Otaczający ogród ma w sposób zasadniczy różnić się od miejskiego, przydomowego ogródka – dobrze, jeżeli goście mogą podziwiać wiejskie kwiaty - pachnący groszek, czy malwy lub zobaczyć, jak rośnie marchewka lub pomidory - bo przecież bardzo wielu „mieszczuchów” o tym nie wie. Sama wychowałam się w mieście i zdaję sobie sprawę, że dziecko miejskie nie ma pojęcia o pracy rolnika!
Ważne jest także to, że ludzie mają różne, ciekawe pomysły, aby zachęcić gości. Niektórzy nawiązują do historii i tworzą charakter gospodarstwa w takim duchu. Gospodarze prowadzą zajęcia edukacyjne: ubierają się w pradawne stroje, pokazują sposób życia naszych przodków i serwują tradycyjne staropolskie dania. Czasami prowadzą zajęcia sportowe,wykorzystując środowisko naturalne i otoczenie: naukę pływania czy chodzenia z kijkami nordic walking. Doskonale zdajemy sobie sprawę,że spacer, także z kijami w mieście czy po lesie, rożni się w sposób zasadniczy!
Są też inne pomysły. Znam gospodarstwa, gdzie można wziąć udział w zajęciach logopedycznych, oczywiście z fachowcem, porozmawiać z psychologiem albo skorzystać z masażu czy zabiegów kosmetycznych. Niech to oczywiście też będzie. Ważne, aby zachowany został charakter wiejski tego obiektu.
Czy na przestrzeni tych kilku ostatnich lat, od kiedy wystartował konkurs, gospodarstwa agroturystyczne zmieniły się, polepszyły jakość usług, wzbogaciły ofertę?
- I to bardzo. Z roku na rok zdecydowanie poprawia się standard usług. Myślę tutaj między innymi o łazienkach w pokojach, których już wszyscy oczekujemy. Zmienia się wystrój pokojów i całego obiektu. Często zarzewiem tych zmian są młodzi ludzie. Chociaż istnieje niebezpieczeństwo, aby ci właśnie młodzi, twardo osadzeni w dzisiejszych czasach, zbyt nie skomercjalizowali tych obiektów. Kiedyś gospodarze może mieli skromniejsze warunki, ale mieli swoistego ”ducha”. Ważne, aby nie przekroczyć pewnej granicy kontaktu z gościem, żeby nie używać określenia „klient”. My zawsze mówimy, że mamy gości, a nie klientów. I na to też uczulamy młodych. Bo zupełnie inaczej czuje się człowiek, który jest gościem gospodarstwa, a inaczej klient, który korzysta z usługi.
Dziś gospodarz musi pełnić wielorakie funkcje. Musi być rolnikiem, przewodnikiem, historykiem i psychologiem, aby wyczuć swojego gościa - wiedzieć, czego on oczekuje. Musi także czasami zaopiekować się dziećmi, które do niego przyjeżdżają. Ale też nie powinien cały czas zajmować się gośćmi, bo oni wcale sobie tego nie życzą. Jeżeli ktoś przyjechał i chce mieć tak zwany święty spokój, to trzeba to uszanować. Dobrze na samym początku zapytać gościa, jakie ma oczekiwania i zamiary. To jest bardzo istotne, żeby ten pierwszy kontakt nadał charakter pobytu. I odwrotnie: gość powinien wiedzieć, gdzie znajduje się granica prywatności gospodarza. Jest to bardzo ważne dla prawidłowych, zdrowych relacji.
Trzeba pamiętać, że do obiektów agroturystycznych przyjeżdża określony rodzaj ludzi, którzy chcą kontaktu z natura, lubią cisze i spokój i niekoniecznie marzą o tym, żeby zabalować w barze do białego rana. Dlatego gdy ktoś dzwoni i pyta, jakie mamy atrakcje, odpowiadamy, że śpiewające ptaki, ciszę i spokój.
Polacy wybierają najchętniej wypoczynek nad morzem lub w górach albo wyjeżdżają za granicę. Czym można zachęcić turystów do wypoczynku na wielkopolskiej wsi?
- Z tymi wyjazdami mieszczuchów na wieś jest coraz lepiej. Turystyka wiejska jest coraz bardziej popularna, tak jak na cały świecie. Nie oznacza to oczywiście, że jest już wystarczająco dobrze - wieś jeszcze jest za mało eksponowana. Często brakuje współpracy na płaszczyźnie władz lokalnych.
Niestety, nie zawsze docenia się atrakcyjność wsi i turystyki wiejskiej. Nie oszukujmy się - często nie jesteśmy w stanie zaimponować naszym gościom z zagranicy ilością, wielkością i utrzymaniem naszych zabytków. To właśnie nasze środowisko naturalne, dobrze prowadzone obiekty są największą naszą atrakcją.
Zdecydowanie brakuje nam dobrze prowadzonej wspólnej reklamy, która dotyczy całego regionu. Oczywiście istnieje wiele portali i stron internetowych, jak np. naszego Stowarzyszenie, ale stale jeszcze są to reklamy wyrywkowe i niekompleksowe. W takich działaniach brakuje integracji, a jednocześnie poparcia dla dobrej jakości.
Takie zadanie pełni m. in. „Konkurs na najlepszy Obiekt Turystyczny w Wielkopolsce”, który ma na celu wyszukiwać najlepszych, prowadzić dobrą promocję i jednocześnie zachęcać pozostałych do ciągłego podnoszenia poziomu swoich obiektów. Bardzo się cieszę, że ten konkurs organizowany przez Urząd Marszałkowski trwa i stale spełnia swoje zadanie. Uważam,że ma ogromny wpływ na środowisko i działa bardzo stymulująco na właścicieli obiektów turystyki wiejskiej. Na pewno ludzie coraz częściej szukają spokoju, ciszy i dobrej, zdrowej, naturalnej żywności. A takie warunki są oczywiście na wsi.
Należy także zaznaczyć,że ciągle jeszcze mamy do czynienia z tak zwanym polskim kompleksem. Wydaje nam się, że jeżeli pojedziemy za granicę, to będziemy mieli wspaniałe wakacje. A bywa, że wracamy stamtąd zdegustowani. Nie twierdzę oczywiście, że wyjazdy zagraniczne są negatywne. Oczywiście są wspaniałe i sama także wyjeżdżam za granicę. Ale na polskiej wsi można doskonale spędzić czas. Potrzebna jest jednak jeszcze większa promocja tego tematu. Wielka w tym rola mediów.
Wielkopolskie Towarzystwo Agroturystyki i Turystyki Wiejskiej powstało między innymi po to, by promować polską wieś. Do czego sprowadza się działanie stowarzyszenia? Jakie są jego cele i zadania?
- Mamy się integrować, aby się wspólnie promować. Mamy swój folder, swoją stronę internetową. Ale przede wszystkim mamy się wspierać, wymieniać doświadczenia i edukować. Kilka lat temu postanowiłam, że wszystkie zebrania stowarzyszenia organizujemy w „terenie”. Nie spotykamy się więc już w sali konferencyjnej, gdzie wypijało się kawę i wszyscy narzekali, jak to jest źle i że nikt nie daje nam pieniędzy. Teraz spotykamy się w jednym z gospodarstw. Prosimy gospodarza, by nam opowiedział o tym, co robi i staramy się także odwiedzić dwóch, trzech okolicznych gospodarzy. Tutaj wychodzi taki delikatny temat wzajemnej współpracy. Okazuje się bowiem, że te gospodarstwa nie mają ze sobą kontaktu, gospodarze się nawet nie znają, o wymianie doświadczenia już nie wspominając. A my powinniśmy się wspierać, współpracować, bo przecież ten sąsiad zza między jest moją atrakcją turystyczną. Nasze spotkanie kończą się wspólną biesiadą.
Ale już chyba co niektórzy łączą się w grupy?
- Nie do końca pozwala nam na to nasza polska zazdrość. Bo nic tak nie cieszy, jak nieszczęście sąsiada... Taki jest charakter naszej nacji i trochę czasu upłynie, zanim to zmienimy.
A wracając do zebrań naszego stowarzyszenia – zawsze staram się zapraszać kogoś, kto może nam coś ciekawego opowiedzieć. To może być spotkanie z psychologiem, który poradzi, jak zachowywać się w stosunku do gościa, jak być asertywnym, jak się promować w mądry sposób, jak być tym psychologiem jako gospodarz. Bardzo owocne są spotkania ze specjalistami od bukieciarstwa czy nakrycia do stołu. Jesienią planuję przeprowadzenie zajęć kulinarnych.
Podczas tych plenerowych zebrań zwiedzamy inne gospodarstwa, podpatrujemy ciekawe rozwiązania. Nie oszukujmy się, nie wymyślamy rzeczy, których nie ma. Najczęściej korzystamy z czyichś pomysłów i je modyfikujemy, adaptujemy je dla naszych celów. I tak ma być, na tym ma polegać ta współpraca.
Agroturystykę bardzo wspiera Urząd Marszałkowski Województwa Wielkopolskiego. W tym roku odbywa się już VIII edycja "Konkursu na najlepszy obiekt turystyki na obszarach wiejskich w Wielkopolsce" organizowany właśnie przez Departament Rolnictwa i Rozwoju Wsi Urzędu Marszałkowskiego we współpracy z Uniwersytetem Przyrodniczym w Poznaniu i Wielkopolskim Towarzystwem Agroturystyki i Turystyki Wiejskiej. Jaka jest idea tego konkursu?
- Chcieliśmy zorientować się, jaki jest poziom i jakość wielkopolskich gospodarstw agroturystycznych, wpłynąć na nie na zasadzie kija i marchewki. Z tym że nie o to chodzi, by napiętnować tych, którzy źle prowadzą swoje gospodarstwa, ale żeby nagradzać tych dobrych i ich pokazywać. Wiele osób nagrodzonych należy do naszego towarzystwa. Na zebraniach opowiadają, jak wyglądała ta ocena, jakie mają odczucia, jakie to dla nich miało znaczenie. Dzięki wyróżnieniom ci ludzie czują się naprawdę dowartościowani. Cieszą się, że ktoś docenił ich ciężką pracę.
Konkurs to także takie systematyczne podnoszenie poprzeczki. Po ośmiu latach widzimy, że do tego, co doceniliśmy na początku, teraz mielibyśmy zastrzeżenia. To świetnie, bo tak ma być. Oznacza to, że z jednej strony powstają coraz to lepsze obiekty, z drugiej my jako komisja jesteśmy coraz bardziej krytyczni, bo oglądamy coraz ładniejsze gospodarstwa.
Jest też coraz więcej obiektów, dworków, które organizują przyjęcia okolicznościowe. Ktoś to kiedyś kwestionował. Ale przecież gospodarze muszą zarobić na ich utrzymanie. Nie wystarczy mieć gości przez dwa, trzy miesiące, bo to za mało. Dobrze, że funkcjonują przez cały rok. I my to również doceniamy, bo w ten sposób uczymy ludzi spędzać czas na wsi nie tylko latem.
Z jakimi problemami borykają się gospodarstwa agroturystyczne i wiejskie pensjonaty?
- To wszystko zależy od obiektu. Na pewno problemem jest niewystarczająca promocja, o której już wspomniałam. Ale są i bardziej prozaiczne sprawy, z którymi każdy gospodarz spotyka się na co dzień: dobre drogi, oświetlenie, internet. Czasami goście mówią, że ten brak zasięgu to jest atut, ale później okazuje się, że tylko na dwa, trzy dni.
Nie oszukujmy się, jesteśmy już tak przyzwyczajeni do internetu, że musimy tam od czasu do czasu zajrzeć. Nierzadko odwiedzają nas goście biznesowi, którzy chcą tu nieraz trochę popracować, i brak lub słaby zasięg tego internetu jest problemem.
Czyli internet raczej musi być?
- Nawet dla takiego poczucia bezpieczeństwa. Goście niby nie chcą z niego korzystać, ale wiedzą, że jest i w każdej chwili mogą się połączyć z siecią.
Czego można spodziewać się korzystając z agroturystyki. Na co powinniśmy być przygotowani? Jak nie zginąć w gąszczu ofert?
- Pytać. Bardzo ważna jest rozmowa. Nie wystarczy rezerwacja przez internet. Trzeba jeszcze porozmawiać, wypytać gospodarza, czego możemy się u niego spodziewać. Czasami z tej rozmowy wynika, z kim ma do czynienia. Bo dla gospodarza to także ważne, kto do niego przyjedzie. Jeżeli jest to na przykład grupa nastolatków, która chce sobie zrobić imprezę, no to ja może niekoniecznie... Trzeba się wzajemnie i lojalnie informować: czy tam ktoś przyjeżdża z małymi dziećmi, czy jest bezpiecznie, czy jest głośno.
Bardzo ważne jest to, by gospodarstwa agroturystyczne były wyselekcjonowane. Oferta dla wszystkich to oferta dla nikogo. U nas na przykład nie przyjmujemy gości z małymi dziećmi. Wiem bowiem z doświadczenia, że te maluchy będą przeszkadzać - sobie i innym gościom. A naszym atutem jest spokój i cisza. Starszym, którzy chcą poczytać książki i pospać, biegające po korytarzach dziecko będzie przeszkadzało. Musi być więc obiekt dla rodzin z dziećmi - a takich w Wielkopolsce nie brakuje - gdzie wszystkie dzieci się razem bawią, mogą deptać po trawie czy zrywać kwiatki i nikomu to nie będzie przeszkadzało.
Lepiej od razu uprzedzić, że nie ma się warunków dla dzieci, bo jest dużo schodów, może być niebezpiecznie. Warto powiedzieć wprost, że do obiektu przyjeżdżają starsi, którzy chcą odpocząć w ciszy.
A zwierzęta? Utarło się przekonanie, że na wieś można jeździć z psami czy kotami.
- Nie do końca tak jest. Jeżeli gospodarz nie życzy sobie „zwierzaków”, z różnych względów, to należy to uszanować. I znów ważne jest postawienie wyraźnej granicy, aby było wiadomo, dla jakiej grupy gości jest skierowana moja oferta. Myślę, że to z korzyścią dla obu stron.
Kogo szczególnie namawia Pani do wypoczynku na wsi?
- Wszystkich! Oczywiście są ludzie, którzy nie cierpią wsi, są alergicy, którzy pokąsani przez meszki trafiają do szpitala. Ale na pewno dla każdego byłoby dobrze, żeby przyjechał i zobaczył, jak pięknieje wielkopolska wieś. A ona pięknieje z roku na rok! Żeby mieli kontakt z naturą. Natura, a zwłaszcza praca na roli, uczy pokory. I to każdemu z nas jest potrzebne, nabieramy dystansu do siebie, do swojego życia, oczekiwań.
Każdy może znaleźć na wsi coś dla siebie, co nie znaczy, że w każdym obiekcie. A że wybór obiektów jest bardzo duży, więc z tym nie powinno być problemu.