Jarosław Szałata: Las nie nudzi się nigdy
- Napisane przez Izabela Wielicka
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
- Wydrukuj Email
- 1 komentarz
Z Jarosławem Szałatą, leśniczym w Nadleśnictwie Trzciel, autorem "Blogu Leśniczego" rozmawia Izabela Wielicka.
Dla wielu internautów znany jest Pan jako leśniczy Jarek. Od kilku lat prowadzi Pan bowiem niezwykle ciekawy blog o pracy leśniczego. Przyznam, że dla mnie jest to pasjonująca lektura. Zawód leśniczego zawsze wydawał mi się bardzo interesujący i tajemniczy. Dzięki temu blogowi istnieje możliwość towarzyszenie Panu w codziennych zajęciach, niemal zaglądanie leśniczemu przez ramię. A jak to się wszystko w ogóle zaczęło? Blog jest zamieszczony na stronie Lasów Państwowych, czy miał Pan propozycję pisania tego bloga przez zwierzchników? Czy pisał Pan bloga już wcześniej, a firma doceniła Pana działania i zamieściła pański blog na stronie Lasów Państwowych?
-Pisanie bloga to czysty przypadek. Od wielu lat opowiadałem na łamach lokalnych czasopism o lesie i pracy leśników; ale także o tradycjach, obyczajach i kulturze regionu. Potem zostałem współpracownikiem m.in. "Ech Leśnych" - pięknego miesięcznika, a obecnie kwartalnika, wydawanego przez Lasy Państwowe dla ludzi kochających las. Można go czytać w formacie pdf na www.lasy.gov.pl. Redaktor naczelny prasy leśnej, na jednym ze spotkań, zaproponował właśnie mnie pisanie bloga leśniczego, który jest „podwieszony” na stronie LP, ale też funkcjonuje na platformie Blox.pl. Postanowiłem spróbować, choć nie miałem doświadczenia w blogowaniu, bo lubię nowe wyzwania. Piszę ten blog czwarty rok, a miesięcznie ma on ponad 70 tysięcy odsłon. Widać, że las i leśnicy to fascynujący świat…
Pracuje Pan w Nadleśnictwie Trzciel, znajdującym się na pograniczu Ziemi Lubuskiej oraz Wielkopolski. Czy to pierwsza placówka, w której pełni Pan funkcję leśniczego?
- Od początku swojej kariery zawodowej pracuję w Nadleśnictwie Trzciel. Byłem podleśniczym w Leśnictwie Nowy Świat obok moich rodzinnych Brójec, a ponad 20 lat jestem leśniczym Leśnictwa Pszczew. Stabilne stanowisko w jednym miejscu to optymalne rozwiązanie dla leśniczego, bo lasu trzeba uczyć się latami. Każde leśnictwo i każdy region ma swoją specyfikę, bo każdy las jest inny i ludzie są różni, a ma to wielkie znaczenie w pracy leśniczego. Sporo podróżuję po Polsce i znam leśniczych z różnych zakątków całego kraju, stąd ta wiedza.
Pana ojciec też był leśniczym, prawda? Czy to on namawiał Pana do wyboru tego zawodu?
- Od dziecka słuchałem opowieści rodziców o lesie, zwierzętach i życiu w leśniczówce. Nie było innego pomysłu na życie- bardzo chciałem zostać leśnikiem i każdą chwilę spędzałem albo w lesie, albo przy książkach o lesie. Tata pochodził z okolic Lwówka i objął leśnictwo Czarny Bocian w Nadleśnictwie Trzciel zaraz po zakończeniu wojny. Mama gospodarzyła w samotnie położonej leśniczówce z wielkopolską starannością, bo pochodziła z Bolewic. Las mam więc w genach, bo dziadek był drwalem.
Jak wyglądała Pana edukacja leśnicza?
- Po ukończeniu szkoły podstawowej rozpocząłem naukę w Technikum Leśnym w Rogozińcu. W latach 80. studiowanie nie było w modzie, toteż zaraz po maturze ruszyłem w las. Gdy już zostałem leśniczym, rozpocząłem zaoczne studia leśne na Akademii Rolniczej w Poznaniu. Jednak nie byłem z nich zadowolony i przerwałem naukę. Ukończyłem studia z zakresu dziennikarstwa i komunikacji społecznej, zdobywając licencję dziennikarza, rzecznika prasowego, specjalisty od PR i wizerunku. Ukończyłem też studia magisterskie na wydziale dziennikarstwa i prawa. Leśniczy całe życie musi się uczyć i praktyki, i teorii. Tak jak nieustannie zmienia się las i przyroda, tak zmienia się wiedza o lesie. Dlatego ukończyłem wiele szkoleń, kursów dokształcających i chętnie uczestniczę w sympozjach, konferencjach czy nawet targach leśnych. Jestem też jednym z pierwszych absolwentów Akademii Leśniczego – swojego rodzaju „podypolomówki” organizowanej w tym roku już po raz czwarty przez Ośrodek Rozwojowo-Wdrożeniowy Lasów Państwowych na zlecenie Dyrekcji Generalnej. Dyplom Akademii wisi w mojej kancelarii obok Kordelasa Leśnika Polskiego - najwyższego odznaczenia leśnego, które nadał mi Dyrektor Generalny LP w 2007 roku.
Pochodzi Pan również z Ziemi Lubuskiej, więc można powiedzieć że zna Pan rejon swojej pracy już od dziecka?
- Jestem bardzo dumny z tego, że jestem Lubuszaninem. To piękny, fascynujący zakątek Polski i najbardziej zalesiony region w Polsce z pięknie zachowaną w wielu miejscach, nieskażoną cywilizacją, przyrodą. Mnóstwo tu ciekawostek i pamiątek historycznych. Mieszka tu wielu ciekawych ludzi, którzy tworzą wielonarodowy tygiel różnych kultur i obyczajów. Moją pasją jest poznawanie uroków i historii Ziemi Międzyrzeckiej, ale też chętnie czytam i słucham o Wielkopolsce, bo przecież niedaleko mojej leśniczówki przebiega administracyjna granica pomiędzy lubuskim a Wielkopolską. To jest granica tylko administracyjna, stąd chętnie poznaję, jak najdokładniej, zarówno Ziemię Lubuską jak i Wielkopolskę. Moje leśnictwo ma powierzchnię około 2200 ha, nadzoruję też ponad 200 ha lasów niepaństwowych i znam na tym terenie każdy zakamarek. Wiele lat byłem radnym gminnym, a teraz od 8 lat jestem wiceprzewodniczącym rady powiatu międzyrzeckiego, stąd znam ten region chyba z każdej strony. Chętnie dzielę się tą różnorodną wiedzą na blogu leśniczego.
Proszę opowiedzieć o miejscu, w którym Pan pracuje i mieszka - czyli o leśniczówce. To chyba stary budynek?
- To typowy dom z duszą. Leśniczówka znajduje się na skraju ciekawej miejscowości, dawnego miasta, którego udokumentowana historia sięga VIII-IX wieku. Została zbudowana w 1903 roku na wysokim brzegu jeziora, naprzeciw półwyspu, owianego legendami i o ciekawej historii. Historię leśniczówki znajdziecie, zaglądając na www.bloglesniczego.erys.pl i gdy poszperacie w blogowym archiwum. Niebawem napiszę drugą część opowieści o „Leśniczówce z duszą” - o powojennych losach tego budynku.
W leśniczówce mieszka Pan z żoną i dwiema córkami. Dziewczyny wychowały się tutaj, więc pewnie czują się tu dobrze. A czy żona, wychodząc za leśniczego, nie obawiała się mieszkać w leśniczówce - w pewnym oddaleniu od rodziny, znajomych?
- Cóż, moje córki są już dorosłe i mieszkają już w swoich domach. Wracają jednak - bardzo chętnie i często - do leśniczówki, bo to ich dom rodzinny, gdzie spędziły fajne dzieciństwo. Nie kontynuują jednak leśnej tradycji zawodu. Jedna jest kulturoznawcą i podyplomowo specem od administracji, a druga politologiem, specjalistą od stosunków międzynarodowych. Żona, którą poznałem już w przedszkolu chciała po prostu dzielić ze mną życie i wiedziała na co się pisze. Gdy mieliśmy po 17 lat i „chodziliśmy ze sobą” też wyprawialiśmy się razem do lasu, podglądaliśmy ptaki i zwierzęta. Moja Reginka, pomimo tego że jest z wykształcenia ekonomistką, ma szeroką wiedzę fachową i świetnie zna leśne sprawy. Znakomicie radzi sobie we wszystkich sprawach w leśniczówce: świetnie piecze i gotuje, robi znakomite potrawy i przetwory z darów lasu, umie rozpalić w piecu, rąbie drewno - choć jest wrażliwą i delikatną istotą. Bardzo pomaga mi w wielu zawodowych sprawach i zawsze wie, czy mam „opał” dla klientów. Potrafi też rozpoznać gatunki owadów leśnych oraz pomóc w sporządzaniu szacunków brakarskich.
Jak ocenia Pan kondycję polskich lasów?
- Jest świetna i możemy być z nich dumni przed całym światem. Jednak nie możemy siadać na laurach i wciąż trzeba je otaczać troską. I błagam wszystkich - nie zaśmiecać!
Co najbardziej Pana irytuje jako leśniczego? I co chciałby Pan zmienić w lesie lub zarządzaniu lasem?
- Najbardziej irytuje mnie to, że wszyscy znają się na lesie: politycy, ekolodzy, samorządowcy, dziennikarze i nie pytają o zdanie leśników, uprawiając „radosną twórczość”, czyli wprowadzając ciągłe zmiany niby chroniąc lasy… Nasze lasy są zarządzane przez leśników, którzy w tym roku jako firma Lasy Państwowe obchodzą jubileusz 90 lat istnienia w niezmienionej strukturze organizacyjnej. Nie zmienia się czegoś, co doskonale od lat funkcjonuje. Takich lasów i takiej struktury zarządzania zazdrości nam cała Europa, gdzie najczęściej lasy są dotowane z budżetu. Nasze lasy są ogólnodostępnym narodowym dobrem, które samo finansuje swoją działalność, wpłacając przy tym do budżetu około 2 mld złotych podatków i realizując kosztowną misję społeczną w zakresie: edukacji społeczeństwa, turystyki, rekreacji, wydawnictw, przekazywania wiedzy przyrodniczej, regionalnej itd. Wystarczy poznać pracę leśników i pozwolić nam spokojnie pracować według określonych zasad i norm prawnych. Naszą pracę stale kontroluje kilkanaście instytucji z NIK włącznie, to nie ma obaw, że coś zrobimy źle… Leśnicy mówią: „Las – ojciec nasz, my dzieci jego…” to jak nie mają go szanować i dbać o niego. Bardzo zirytował mnie ostatni, bo tuż sprzed świąt, pomysł rządu, aby łatać budżet państwa kosztem lasów, które mają wpłacić w dwóch latach do budżetu państwa 1,6 mld złotych, a potem co roku ok. 1,5 mln złotych. Nikt nie zapytał leśników o zdanie, nie próbował tego konsultować czy racjonalnie uzasadnić.
Mimo że jest Pan leśniczym od wielu lat, jak wynika z prowadzonego przez Pana blogu, nie popadł Pan w rutynę i nie stwierdzam u Pana - nawet w najmniejszym stopniu - wypalenia zawodowego. Co najbardziej fascynuje Pana w pracy leśniczego? Co jest największym atutem tego zawodu według Pana?
- Las nie nudzi się nigdy. Nie ma mowy o rutynie i sztampie. Największym atutem dla mnie jest to, że każdy dzień leśniczego jest inny, bo każdego dnia las i przyroda są inne. Każdego też dnia spotykam innych ludzi, bo praca leśniczego, pomimo, że pozornie samotna i w zaciszu leśnych ostępów, to także nieustanne spotkania z ludźmi. Atutem tego zawodu jest również to, że jest to praca z pasją. Leśniczym się jest, a nie się bywa, jak mówił Norwid o poezji… To nie zawód, a sposób, styl życia, gdzie nie liczy się godzin, ani dat - żyje się lasem i dla lasu. Kto tego nie rozumie szybko wypali się i albo zmienia pracę albo jest smutnym wyrobnikiem, rzemieślnikiem, który robi co mu każą i co musi. Niewielu jest takich leśników…
Praca leśniczego kojarzy się z obcowaniem z przyrodą, opieką nad drzewami i leśnymi zwierzętami. Obejmuje ona jednak także gospodarkę leśną, polegającą m.in. na zrębie. Czy trudno Panu podjąć decyzję o wycięciu drzew? Chyba nie jest Panu łatwo obserwować upadające jak zapałki drzewa?
- Opiekowanie się lasem to wciąż praca z „siekierą”. Tak mówią leśnicy: „las pielęgnuje się siekierą”. Bo gdy zakładam dziś sosnową uprawę ze sztucznego sadzenia, to sadzimy tam 10 tysięcy sosen na hektar. Do zrębu, który będzie tam za minimum 80 lat pozostaje około 300-500 sztuk na hektarze boru. Wiadomo też, że to nie ja będę pracował na tym zrębie lecz mój następca. Ale gdy stanę na środku zrębu i popatrzę na powalone harwesterem drzewa to oczywiste, że odczuwam smutek, bo coś się skończyło… Pomimo tego, że już niebawem będą tu rosły młode sosny, dęby, lipy czy klony i różne krzewy; to już nie będę obserwował dzięcioła czarnego przy dziupli czy kuny, która się tam wprowadzi wbrew woli dzięcioła. Nie spotkam też pojedynczego dzika, który zaśnie w wykrocie po starej sośnie, czy nie trafię na gniazdo kani lub bielika.
Czy w całej karierze leśniczego coś Pana wyjątkowo zaskoczyło? Czy przeżył Pan w swojej pracy jakieś szczególne wydarzenie, które miało na Pana duży wpływ i którego nigdy Pan nie zapomni?
- To tak jak u starych ludzi: jeśli wstajesz rano i nic cię nie boli, to nie żyjesz! Każdy dzień jest zaskoczeniem, bo każdy jest inny i na szczęście zaskakujący. Jeśli las przestanie mnie ciekawić i zaskakiwać, to znaczy, że pora na kapcie, fotel i kraciasty pled. Na razie nie zanosi się na to… Szczególnych zdarzeń było wiele i różnych, a najczęściej te najbardziej zapadające w pamięć miały związek z ludźmi, szczególnie złymi ludźmi. Wciąż powtarzam, że w polskich lasach można się bać tylko złych ludzi. Miałem spotkania ze złodziejami, narkomanami, przestępcami. Kiedyś pewien facet zaatakował mnie z nożem… ale to lepiej zapomnieć, choć nie jest łatwo. Pamiętam jednak całe mnóstwo fascynujących krajobrazów, wschodów i zachodów słońca, spotkań z jeleniami, zającami i dzikami. Trzeba umieć zachwycić się kolorem śródleśnego jeziora, które właśnie takie jest tylko przez chwilę, zapatrzeć się w łzę sosnowej żywicy czy kroplę brzozowej oskoły ściekającej po skaleczonym pniu. Szczególne są głosy nocnego lasu i harmider majowego poranka. Szczególną chwilą jest moment, gdy zrozumiesz, że wszystkie te głosy umiesz nazwać i je rozumiesz… Pamiętam spotkania z mądrymi, zwykle starszymi ludźmi, kochającymi las - choć już ich nie ma pośród nas. Pamiętam ich opowieści, wskazówki i mądrość, którą mieli - pomimo tego że nie mieli wizytówek z „honornymi” tytułami - którą chcieli właśnie mi przekazać. To są ludzie i zdarzenia, których się nie zapomina. Dużo można by o nich mówić, a może lepiej napisać o tym książkę? To jedno z moich marzeń…
Co by Pan radził młodym i początkującym leśniczym? Przed czym Pan by ich przestrzegł? Na co zwrócił szczególną uwagę?
- Aby dobrze poznać i rozumieć las należ mieć wiedzę, którą trzeba zdobyć w zasadzie samemu. Powinno uczyć się, słuchać wykładów, zdobywać dyplomy uczelni, czytać książki, ale też przede wszystkim poznawać samemu. Dotykać lasu i jego spraw przez codzienną w nim obecność. Dyplom, ani teoretyczna wiedza, nie daje mądrości. Trzeba jak najszybciej nauczyć się słuchać lasu i ludzi, bo każdy człowiek ma swoją opowieść… Warto też wszystkiego spróbować samemu i nie bać się nowych wyzwań. Złapać za piłę, siekierę, zbierać szyszki, wieszać budki lęgowe, kopać doły na pędraki itd. To, że jesteś inżynierem leśnikiem daje uprawnienia do wykonywania zawodu, ale nie czyni cię leśnikiem. Zostaniesz nim jak zrozumiesz las i będziesz szanował ludzi.
W lesie spotyka Pan ludzi - harcerzy, turystów, spacerowiczów i grzybiarzy. Jakie ma Pan o nich zdanie? Co by Pan chciał im powiedzieć? O co zaapelować?
- Wiedza czyni las bezpiecznym i przyjaznym, toteż przed każdą wyprawą do lasu warto się do niej przygotować teoretycznie. Wiele informacji można znaleźć na stronie internetowej nadleśnictwa o terenie, na który prowadzi trasa wyprawy. Sporo dowiecie się też regularnie zaglądając na Blog Leśniczego. W lesie spotykam wielu ciekawych ludzi, szanujących las, jego mieszkańców i pracę leśników, ale też wandali i szkodników, którzy niszczą, śmiecą i hałasują. Korzystajcie z lasu mądrze i z szacunkiem należnym rodzicowi, bo to nasz las, z którego wszyscy wspólnie korzystamy, choć każdy z nas inaczej. Jeśli czegoś nie wiecie o lesie lub czujecie się niepewnie, to korzystajcie z bezpiecznych urządzeń i obiektów przygotowanych przez leśników. Albo korzystajcie z mądrości leśników poprzez wydawnictwa, internet czy bezpośrednie spotkania. W leśniczówce można się wiele dowiedzieć, naturalnie korzystając z wiedzy leśniczego, w wyznaczonym przez niego czasie. Informacje i namiary są na tablicy przed każdą leśniczówką. Darz Bór i do zobaczenia w lesie lub przynajmniej na www.bloglesniczego.pl czy www.lesniczowka.blox.pl.
Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę, by marzenie o książce spełniło się. Z pewnością będzie to pasjonująca lektura dla wielu sympatyków Wielkopolska-country.pl.
1 Komentarz
-
Tomasz
Link do komentarza poniedziałek, 20 styczeń 2014 12:00Gratuluję Panu Jarkowi świadomości i spełnienia nie tylko zawodowego. Zawsze miło czyta się tekst, który świetnie ukazuje dobrą naturę człowieka. Dodatkowo winszuję Panu Jarkowi umiejętności uchwycenia w życiu tego co jest jedną z najważniejszych cnót - właściwego sensu obcowania z naturą i życia z nią w zgodzie.
Pozdrawiam serdecznie i życzę dalszych sukcesów.
Tomasz