Cecylia Łęszczak: Nie wyobrażam sobie życia bez koni - cz. 2
- Napisane przez Izabela Wielicka
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
- Wydrukuj Email
- Skomentuj jako pierwszy!
Z Cecylią Łęszczak, miłośniczką i fotografem koni rozmawia Izabela Wielicka.
Przeczytaj cz.1
Jakie konie Pani fotografuje? Czy są to zwierzęta przyjaciół? Może z zaprzyjaźnionych stadnin?
- Najczęściej fotografuję konie znajomych, którzy użyczają mi rumaki do realizacji własnych wizji, na przykład z udziałem moich dzieci. Bywa, że wpadnie mi w oko koń z drugiego końca Polski. Wtedy, jeśli właściciel jest chętny do współpracy, dążę do tego aby przy okazji wyjazdu na wakacje lub na weekend, dotrzeć do upragnionego modela i zrobić z nim sesję. W tym roku bardzo chciałam sfotografować konie na plaży. Niestety z przyczyn technicznych nie udało się to z umówionymi wcześniej modelami. W dzień powrotu do domu, całkowicie spontanicznie, odwiedziliśmy nieznajomą stajnię w pewnej nadmorskiej miejscowości. Okazało się, że instruktorka zna mnie z moich fotografii w internecie i po godzinie robiliśmy już zdjęcia na plaży z końmi.
Fotografowanie ludzi i koni to Pani wielka pasja. Na co dzień wykonuje Pani inną pracę?
- Mój zawód również polega na robieniu zdjęć, ale jest do dla mnie zupełnie odrębna sprawa. Pracuję w firmie "INSTAR-GEO", gdzie fotografuję w warunkach studyjnych meble antyczne i przedmioty sztuki, takie jak: obrazy, szkło czy porcelana. Kiedy jednak "po godzinach" - o piątej rano - przedzieram się przez pokryte rosą pokrzywy do, ubranej w zwiewną sukienkę, modelki na koniu - to jestem w całkiem innym świecie (śmiech).
Rozumiem. Z pewnością czerpie Pani dużo większą satysfakcję z fotografowania żywych istot, ale obcowanie z pięknymi, antycznymi meblami i przedmiotami też musi być bardzo przyjemne. Wróćmy do Pani hobby. Najczęściej fotografuje Pani członków rodziny i znajomych z końmi. Czy zdarza się, że obce osoby zgłaszają się do Pani z prośbą o sesję?
- Tak. Bardzo dużo osób zgłasza się do mnie codziennie, pytając czy do nich przyjadę. Niestety ostatnio bardzo rzadko decyduję się spełnić takie prośby. Choćby ze względu na to, że mam później duże problemy z czasem, który muszę poświęcić na obróbką takich zdjęć. Druga sprawa to fakt, że nie chcę unikalnej fotografii zamienić w pozbawioną serca, masową produkcję sesji zdjęciowych. Dlatego zdecydowałam się trochę ograniczyć nawiązywanie nowych kontaktów. Przynajmniej dopóki nie wypracuję jakiegoś kompromisu pomiędzy pracą, dziećmi i innymi obowiązkami - tak abym mogła poświęcić fotografii odpowiednią ilość czasu.
Mieszka Pani w Swarzędzu, więc siłą rzeczy często fotografuje Pani w Wielkopolsce. Jakie są Pani ulubione plenery?
- Jednym z miejsc, z którego często korzystam, jest Puszcza Zielonka. Lubię bardzo dolinę rzeki Cybiny. Miałam też okazję fotografować w Żerkowsko-Czeszewskim Parku Krajobrazowym i Parku Krajobrazowym Promno.
Jest Pani bardzo skromną osobą i wielokrotnie podkreśla Pani, że fotografowaniem zajmuje się amatorsko. Ma Pani jednak pewne osiągnięcia. Pani zdjęcia można przecież czasem zobaczyć w prasie.
- W tym roku spełniło się kilka moich marzeń. Pierwszym z nich było ujrzenie moich dzieci na okładce magazynu jeździeckiego "Świat Koni", dzięki utalentowanej fotografce koni Małgorzacie Mąkosie. W jednym z artykułów w tym czasopiśmie znalazły się również zdjęcia mojego autorstwa. Natomiast w czerwcu okładkę "Świata Koni" po raz kolejny zdobiło zdjęcie Marty, tym razem wykonane przeze mnie. Później ukazały się również moje zdjęcia w innych branżowych pismach, zarówno okładkowe jak i te ilustrujące publikacje. Sprawiło mi to ogromną radość i przysporzyło dumy. Ostatnio - w grudniowym - świątecznym wydaniu czasopisma „Gallop Koń & Jeździec” pojawiło się również zdjęcie wykonane przeze mnie.
Praca ze zwierzętami, o czym już mówiłyśmy, nie jest łatwa. Zwierzęta - zwłaszcza konie, które są bardzo płochliwe - bywają nieprzewidywalne. Czy miała Pani w związku z tym podczas sesji jakąś zaskakującą - niebezpieczną lub zabawną - przygodę?
- Zdecydowanie fotografowanie z udziałem koni wiąże się z dużym ryzykiem i należy się spodziewać, że nie zawsze wszystko pójdzie tak, jak sobie fotograf zaplanował. Koń może mieć zły dzień i wtedy cała sesja nie ma szans na powodzenie. Jak sięgam pamięcią, w mojej 'karierze' nie zdarzyły się żadne niebezpieczne sytuacje w czasie robienia zdjęć. Nie było żadnego upadku czy kopnięcia. Może dlatego, że w zdjęciach najczęściej biorą udział właściciele koni, którzy znają swoje zwierzęta najlepiej i to oni decydują, na co możemy sobie pozwolić, a na co nie. Często kieruję się intuicją i kiedy coś mi podpowiada, żeby nie ryzykować, nie robię niczego na siłę - szczególnie, kiedy mam zamiar zrealizować jakąś wizję z moimi dziećmi. Podstawą jest bezpieczeństwo i nad wszystkim czuwa opiekun konia. Jestem jednak spokojna, bo jak już wspomniałam, oboje mają doskonałą równowagę, a Marta w ogóle 'zaklina' konie tak, że w jej obecności stają jak zaczarowane. Natomiast często zdarzały się nam różne zabawne i zaskakujące sytuacje. W zeszłym roku, w październiku, realizowaliśmy rodzinną sesję w mrocznym klimacie. Był to wyjątkowo (chyba jedyny taki w roku) mglisty dzień, kiedy widoczność była bliska zeru. Zdjęcia miały się odbyć w dolinie rzeki. Na umówione miejsce dojeżdżał do nas konno znajomy, przebrany w płaszcz i hełm 'gladiatora', zakrywający całą twarz. Podobno miny wędkarzy, których mijał wyłaniając się z mgły, były bezcenne. (śmiech)
Nie trudno sobie je wyobrazić. Myślę, że zareagowałabym podobnie (śmiech).
- Inną ciekawą historią była sesja nad morzem, kiedy to za tło służyło nam wzburzone morze i piękne, wręcz niepokojące ciemne chmury zasłaniające całe niebo. Okazało się, że gdzieś na horyzoncie szaleje burza. Na szczęście była bardzo daleko, więc konie nie płoszyły się zbytnio i byliśmy bezpieczni. Na jednym ze zdjęć udało mi się uchwycić błyskawicę, przeszywającą niebo tuż za modelką na koniu. Był to całkowity przypadek i patrząc na zdjęcie, trudno uwierzyć, że to autentyczny piorun, a nie 'dorysowany'.
Z którego zdjęcia jest Pani najbardziej zadowolona? Które Pani najbardziej lubi i dlaczego?
- Najbardziej zadowolona jestem ze zdjęć, które dopiero mam w głowie i które jeszcze nie powstały, bo tam są idealne. Chyba, jak każdy fotograf, mam fazy zachwytu nad świeżo zrobionymi efektami sesji, by za jakiś czas nie móc na nie patrzeć. Może wynika to też z tego, że staram się fotografować coraz bardziej świadomie i z czasem coraz bardziej krytycznie podchodzę do swojej dotychczasowej twórczości. Trudno mi powiedzieć, czy ewentualne ulubione zdjęcia są takie ze względu na ich wygląd, czy też może z powodu sympatii do modeli czy koni, które na nich występują. Myślę, że do szczególnych dla mnie zdjęć należy na pewno zdjęcie mojej Marty o poranku w alei drzew, pomiędzy którymi prześwitują promienie. Marta pozowała ze starszawym już, siwym kucem imieniem Silver.
Rzeczywiście. To zdjęcie jest niezwykłe i na mnie również zrobiło duże wrażenie.
- Mimo dokładnego sprawdzania przeze mnie prognozy pogody, zamiast czystego nieba, od strony wschodu widniała gigantyczna chmura. Dodatkowo byłam spóźniona. Musiałam przejść parę kilometrów na miejsce sesji z dość niesfornym koniem. Akurat, gdy dotarłam do wypatrzonego miejsca, słońce dotarło do krawędzi chmury i rozpoczął się 'spektakl' - prześwitujące między pniami 'namacalne' promienie, mgła unosząca się od parującej rosy. Na zrobienie zdjęć miałam tylko kilka minut, gdyż chwilę później słońce było już za ostre, a mgła zniknęła. Silver okazał się doskonale współpracującym koniem. Cudem udało mi się wybudzić, śpiącą jeszcze w samochodzie, Martę i przekonać ją, aby ubrała się w sukienkę i wyszła na mokrą trawę. Ale efekt wyszedł dokładnie taki, jak w mojej wizji w głowie.
Sztuka wymaga poświęceń (śmiech). Najważniejsze, że córka - mimo wszystko - dobrze się bawi podczas sesji. Na zdjęciach, w każdym razie, widać jej zadowoloną buzię. A jakie ma Pani marzenia związane ze swoją pasją? Co by Pani jeszcze chciała osiągnąć? Jakie pomysły na zdjęcia zrealizować?
- Pomysłów wolę nie zdradzać. Z doświadczenia wiem, że najbardziej wychodzi coś, co nie było do końca zaplanowane. Co chwila się coś u mnie zmienia w fotografii - na szczęście na lepsze. Co roku jestem w zupełnie innym miejscu niż byłam 12 miesięcy wcześniej, więc mam nadzieję, że 2014 rok przyniesie postępy. Na pewno chciałabym wziąć udział w kilku warsztatach fotograficznych, gdyż naprawdę dają ogromną dawkę wiedzy, inspiracji i możliwość podpatrywania innych przy pracy. Już wiem, że pojadę do Złodziejewa w Zalesiu - magicznego miejsca, w którym weekendowe warsztaty będzie prowadziła Magdalena Berny - utalentowana i nagradzana fotografka dzieci, którą bardzo cenię i która jest dla mnie wielką inspiracją. Być może uda mi się też zrealizować jakieś sesje za granicą.
W takim razie, życzymy Pani realizacji tych zagranicznych planów. Dziękuję bardzo za rozmowę.
- Dział: Rozmowy
- Czytany 12311 razy
Artykuły powiązane
- „Non omnis moriar” - wspomnienie o artyście rzeźbiarzu Julianie Bossie - Gosławskim (1926-2012)
- Robert Zaleśny: Jestem blues-rockowy
- Przyroda wokół Poznania - wystawa fotografii Daniela Sypniewskiego
- Jędrzej Szyguła: Magia pojawiającego się obrazu
- Festiwal Fotografii Przyrodniczej "Przyroda Warta Poznania"