Żywica - pachnące złoto naszych borów
- Napisane przez Jarosław Szałata
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
- Wydrukuj Email
- 3 Komentarzy
Wędrując po sosnowych borach, z wielką przyjemnością wdychamy orzeźwiający, balsamiczny zapach olejków eterycznych unoszący się w powietrzu. Ten specyficzny zapach wydziela igliwie oraz żywica, wypływająca słonecznymi kroplami z drzew iglastych. Czasami, podczas wędrówki, napotykamy sosny, które na dolnej części pnia, pozbawionej kory, mają nacięcia ułożone w jodełkę i przedzielone pionowym rowkiem. To ślady po żywicowaniu - już nieco zapomnianym, ale niesłychanie ważnym fragmencie historii leśnictwa.
Sosna pospolita jest podstawowym i najważniejszym drzewem polskich lasów, bo bory sosnowe stanowią około 70% ogólnej powierzchni drzewostanów. Jej drewno jest niesłychanie ważne dla wielu dziedzin przemysłu i powszechnie wykorzystywane. Ze względu na atrakcyjny wygląd, zimozielone igły, często ciekawy pokrój i małe wymagania siedliskowe, bywa też sadzona jako drzewo ozdobne przy domach, w ogrodach i parkach. Coraz częściej widać ją w domach w roli świątecznej choinki, gdyż w pomieszczeniu nie gubi igieł w przeciwieństwie do świerka. No i wydziela ten wspaniały, jedyny w swoim rodzaju, charakterystyczny zapach żywicy… W mojej leśniczówce od lat, na Boże Narodzenie pojawia się solidna, sięgająca sufitu, ponad 3 metrowa, sosnowa choinka o żywicznym zapachu, który utożsamia magię rodzinnych świąt.
Kiedy dzisiaj mówimy o żywicy, to najczęściej kojarzy się nam ona z sztucznie produkowaną substancją o przykrym zapachu. Sztucznej żywicy w domowych warunkach używamy do drobnych, „garażowych” napraw ukochanego samochodu, łódki, która zaczęła złośliwie przeciekać, lub połatania innych sprzętów z tworzyw sztucznych. A jeszcze całkiem niedawno naturalna żywica z drzew iglastych, głównie sosny, ale także świerka, jodły czy modrzewia, była cennym i niezastąpionym surowcem przemysłowym. Przez wiele dziesięcioleci żywicowanie sosny było ważnym elementem gospodarki leśnej, w niektórych regionach kraju prawie tak samo ważnym jak pozyskanie drewna. Zabieg ten był zaliczany do podstawowych rodzajów pozyskiwania zasobów leśnych, a uzyskiwana żywica i produkty z niej wytwarzane wydawały się niezastąpione. W latach 60. i na początku lat 70. XX wieku w Lasach Państwowych pozyskiwano rocznie około 22 tysięcy ton sosnowej żywicy. Przy żywicowaniu zatrudnionych było wówczas ponad 10 tysięcy robotników - żywiczarzy, a dziś w całych LP pracuje około 25 tysięcy osób. Może warto sobie przypomnieć jak pozyskiwano żywicę sosnową - lepką, lekko żółtawą ciecz o przyjemnym, balsamicznym zapachu, powstającą w przewodach żywicznych znajdujących się w drewnie?
Od spały do beczki
W tamtych czasach, prawie każdy dojrzały drzewostan sosnowy zaplanowany do wyrębu był żywicowany przed założeniem zrębu. Działo się to maksymalnie 6 lat przed wycięciem starych sosen, których wiek rębności wynosi w Polsce przeciętnie 100 lat. W latach 30. minionego wieku nastąpił ogromny wzrost zainteresowania żywicą i rozwój żywicowania, toteż opracowano specjalną polską metodę żywicowania sosny - metodę żeberkową. Powstały destylarnie żywicy w Garbatce k. Radomia i Kłobucku k. Częstochowy, gdzie najczęściej wagonami kolejowymi trafiała żywica w metalowych beczkach z borów całej Polski.
Jak powstawały żywiczarskie spały, które powoli znikają z lasów? Po wyborze drzewostanu do żywicowania i ustaleniu obiegu żywicowania (czyli określeniu ile lat drzewostan będzie żywicowany w zależności od rodzaju rębni) przystępowano do zaplanowania ilości spał. Były to prace wstępne, wykonywane w kwietniu i maju roku poprzedzającego żywicowanie. Leśniczy dokonywał bardzo ważnego wyznaczania poszczególnych drzew do żywicowania i planowania ilości spał. Spałą żywiczarską nazywamy odziomkową okorowaną część pnia, na której robi się ukośne nacięcia zwane żłobkami i pionowy rowek ściekowy, którym spływa żywica. Pozostała nienaruszona i nieokorowana część pnia to pas życiowy gwarantujący utrzymanie procesów życiowych i normalne funkcjonowanie żywicowanego drzewa. Leśniczy mierzył pierśnice (średnice drzew na wysokości piersi) i w zależności od grubości drzewa ukośną kreską na korze, wykonywaną znacznikiem (ryszpakiem), planował ilość spał do założenia. Zwykle była to jedna lub dwie spały, ale w przypadku drzew powyżej 56 cm leśnik znaczył nawet cztery kreski. Drzewa wyłączone z żywicowania - z cennymi sortymentami, chore, obumierające i silnie uszkodzone - zaznaczał krzyżem. Zimą rozpoczynały się prace przygotowawcze trwające do połowy kwietnia. Granice powierzchni do żywicowania należało wyraźnie oznakować, także tablicami zabraniającymi wstępu, usunąć posusz i przeszkadzający podszyt. Konieczne było też przygotowanie schronu-ziemianki, który służył do przechowywania beczek z żywicą, narzędzi, oraz - w razie niepogody - dawał schronienie żywiczarzom. Często te same schrony służyły też do przechowywania sadzonek w trakcie wiosennej akcji zalesieniowo-odnowieniowej. Jeszcze dziś, podczas leśnych wędrówek, możemy napotkać ślady dawnych schronów, a bywa że spod mchu wystają kawałki starych ceramicznych lub metalowych kubków do żywicy. Spałowanie drzew to najtrudniejsza i najważniejsza, obok nacięcia żłobków, czynność przy żywicowaniu. Zakładanie spał wymagało użycia różnych, doskonale naostrzonych narzędzi z dobrej jakości stali. Czynnik ten miał wielkie znaczenie przy wszystkich pracach żywiczarskich. Za pomocą siekierki, a potem ośnika klamrowego i strzemiączkowego korowało się drzewo od szyi korzeniowej, zaczynając maksymalnie nisko, aż do wysokości 1,80 m, a nawet wyżej, korzystając z drabinek i podestów. Rozmieszczenie spał i pasów życiowych musiało być dostosowane indywidualnie do każdego drzewa i uwzględniać wiele czynników. Istotne było m.in. to, aby pasy życiowe były jednakowo szerokie na całej długości i stanowiły przedłużenie nabiegów korzeniowych. Dobrze wykonana spała miała charakterystyczną czerwono-żółtą barwę i cieniutką, elastycznie uginającą się pod naciskiem kciuka, korę bez skaleczeń i zabieleń. Korowina musiała być maksymalnie cienka, ale bez skaleczeń, bo zbyt gruba warstwa kory praktycznie uniemożliwia prawidłowe nacięcie żłobków. W grubej korze nie da się prawidłowo prowadzić żłobika, żeberka są zbyt szerokie, a w szczelinach grubszej kory zbiera się pył i drobinki piasku, które tępią ostrze żłobika i powodują szybsze zasychanie żywicy w nacięciach. Z tego też powodu usuwa się wokół okorowanego drzewa korę i chrust, które ciągle deptane przez nacinającego powodują powstawanie szkodliwego dla żywicy pyłu. Po założeniu spały nacinało się rowek ściekowy i robiło pierwszą parę nacięć. Trzeba to było zrobić przed ruszeniem soków w drzewach, najlepiej przy niskiej temperaturze, bo wtedy rowek miał gładkie ścianki umożliwiające swobodny spływ żywicy do kubka. Rowek i nacięcia wyznaczało się przy pomocy specjalnego szablonu i znacznika, bo rowek szeroki na 8 mm i głęboki na 6 mm musiał dokładnie dzielić spałę na pół, a nacięcia winny być wykonane dokładnie pod kątem 45 stopni. Tak równiutko „pożeberkowane” nacięciami sosny możemy podziwiać do dziś. Później specjalnym dłutem wykonywało się nacięcie na blaszkę ściekową, po której żywica spływała do kubka. Innym dłutem lub świdrem wykonywano też otwór na kołek, który podpierał zbiorniczek na żywicę. W późniejszych latach zrezygnowano z blaszek, których rolę pełnił wiór drewna, powstały po nacięciu dłutem. A i kołki stały się zbędne, gdyż zamiast ceramicznych, szklanych lub metalowych zbiorników zaczęto stosować lekkie, plastikowe kubki, a na końcu także foliowe worki. Właściwe żywicowanie, czyli nacinanie żłobków i wybieranie balsamicznego złota zaczynało się na przełomie kwietnia i maja, kiedy temperatura dobowa zbliżała się do 10 stopni. W przyrodzie zbiega się to z pękaniem pączków brzóz i początkiem rozwoju liści. Spały nacinano zwykle 1-2 razy w tygodniu, w godzinach popołudniowych, choć niektórzy preferowali poranki, a spływającą do kubków żywicę wybierano, wyskrobując ją specjalną łyżką do wiadra, a z wiadra do beczek.
Nacinanie spał i całe żywicowanie to swoiste misterium, bo każdy żywiczarz miał swoje sposoby, „czary” i tajemnice. Każdy z nich wiedział, że ciepło i wilgoć sprzyja wyciekowi żywicy, natomiast upał, chłód i susza powodują słabą wydajność. Próbowano rozmaitych sposobów na zwiększenie wydajności i stosowano także tzw. chemiczne żywicowanie, polegające na podrażnianiu chemicznym środkiem drażniącym naciętego drzewa. Już w 1958 roku ukazała się instrukcja „Żywicowanie sosny przy użyciu chemicznych środków drażniących”, która zalecała używania kwasu siarkowego w postaci roztworu lub pasty. Potem stosowano ekstrakty drożdżowe, drożdże paszowe, a nawet używano soku brzozowego do sporządzania roztworu drożdży oraz jako stymulatora w postaci czystej. Z jednej spały klasycznego żywicowania rocznie uzyskiwano około 1,5 kg, a zakładając, że przeciętnie na drzewo przypadały 2 spały, z jednej sosny uzyskiwano rocznie 3 kg pachnącego surowca. Po żywicowym boomie w latach 60. i 70. stopniowo pozyskiwano już żywicy coraz mniej, choć dla przykładu w samym tylko Nadleśnictwie Międzychód jeszcze w 1989 roku uzyskano 36,5 tony balsamicznej żywicy.
Mistyka żywiczarza
W 1994 roku zaprzestano w naszych lasach gospodarczego żywicowania sosny. Złoto polskich borów zastąpiono żywicą z Ukrainy, Brazylii i głównie z Chin. Dziś narzędzia do żywicowania można oglądać już tylko w muzeach lub izbach edukacyjnych nadleśnictw. Ciekawe zbiory znajdują się w Nadleśnictwie Bolewice i w Muzeum Puszczy Noteckiej w Nadleśnictwie Międzychód. W wielu leśniczówkach spotykamy czasem już egzotyczne narzędzia i sprzęt, które kiedyś były doskonale znane każdemu: ośniki, żłobiki, noże, dłuta, stojaki, spałomierze, nakolanniki itp. Czasami na biurku leśnika można spotkać stare doniczki i kubki po żywicy, służące teraz do przechowywania długopisów. Ostatnio coraz częściej i głośniej mówi się o powrocie do żywicowania oraz wychwala się jakość polskiej żywicy. Podstawowe składniki żywicy: kalafonia i terpentyna są wciąż potrzebne w kilkudziesięciu dziedzinach przemysłu, a ich cena stale wzrasta. Rachunek ekonomiczny jest nieubłagany i trudno liczyć na powrót żywiczarzy do polskich borów. Na naszą żywicę jest jeszcze zapotrzebowanie, o czym przekonałem się kilka lat temu. Wykonując szacunki brakarskie w głębi dawno żywicowanego, starego drzewostanu znalazłem około dwudziestu spał niedawno podwyższonych i dość nieudolnie naciętych żywiczarskim żłobikiem. Ktoś wprawdzie amatorsko, ale skutecznie dokonał kilku nacięć i „podebrał sobie” potrzebnej mu sosnowej żywicy, zapewne korzystając z instrukcji kogoś znającego ten fach. Dziś już tych „okradzionych” drzew nie ma, rośnie tam sosnowa uprawa. Zawód żywiczarza naturalnie wymiera, a niebawem z naszych lasów znikną ostatnie sosny ze spałami. W mojej okolicy jest ich jeszcze nieco, choć często drzewiarze kręcą nosem na taki surowiec. Ludzie chętnie nabywają takie drewno na opał i czasami nawet kaleczą stojące drzewa, starając się odłupać przeżywiczoną szczapkę jako środek przeciwko molom. Stare, wyżywicowane sosny spotykamy jeszcze często w granicach drzewostanów nasiennych lub pomiędzy wcześniej założonymi gniazdami i są one miłym wspomnieniem ciekawego rozdziału polskiego leśnictwa.
Żywiczarze to byli ludzie o dużej wiedzy przyrodniczej i sporej pomysłowości oraz fantazji. Nacinając samotnie spały, w ciszy poranka lub letniego zmierzchu, taki człowiek znał leśne tajemnice: gdzie są grzyby i jagody, którędy ciągną na pola dziki, gdzie ryczą jelenie i kto potajemnie wybrał się na randkę. Pamiętam jeszcze czasy tarowania beczek, odbiórki spał oraz ważenie żywicy. Kiedy odbierałem wykonane spały i znaczyłem je kredą przy liczeniu, to pewien żywiczarz pracowicie ścierał szmatką moje znaki, licząc że zaniżając obliczenia będzie miał lepszą wydajność z jednej spały i wyższą premię. W trakcie odbiórki i ważenia żywicy w beczkach można było znaleźć kamienie lub odważniki zawyżające wagę surowca. Pewna grupa żywiczarzy prawie „opatentowała” pomysł na wchłanianie wody przez żywicę, której nie dało się wykryć stosowaną wtedy powszechnie próbą ”na kołek”. Otóż po wlaniu wiadra wody do beczki żywicy pracowicie ją miksowali przy użyciu „haczek” do ręcznego kopania ziemniaków przez co najmniej 2 godziny, aż żywica ją wchłonęła. I znowu wydajność była wyższa!
W czasie jednego z corocznych plenerów rzeźbiarskich w Pszczewie, który był poświęcony ginącym zawodom wiejskim, żywiczarz w pierwszym rzędzie został uznany za ginący zawód. Rzeźbiarze chętnie konsultowali się z leśnikami z Nadleśnictwa Trzciel, częstymi bywalcami plenerów, pytali o tajniki tego zawodu. Jeden z twórców odtworzył postać żywiczarza, który obok drwala, kowala, młynarza, szewca i kominiarza stoi dziś pośród malowniczych uliczek Pszczewa - w najbardziej zalesionym województwie lubuskim w kraju - i przypomina o tym, że jeszcze nie tak dawno polska żywica z naszych sosen wiele znaczyła. Bo z żywicy sosnowej powstał przecież bursztyn, jak twierdził już na początku naszej ery Pliniusz Starszy i Bursztynowy Szlak, któremu tyle zawdzięczamy i słynna Bursztynowa Komnata… Warto pamiętać, że żywica jest także składnikiem kadzidła, stosowanego już przez starożytnych Egipcjan i w obrządku kościoła katolickiego, a okadzanie jest wyrazem hołdu dla czegoś wielkiego oraz symbolem oczyszczania i ożywiania. Spoglądając na złotą kropelkę żywicy na sosnowej spale, oczyszczając utrudzony umysł poprzez balsamiczny zapach boru należy pamiętać o sile tradycji polskiego żywicowania.
Jarosław Szałata
Prawdziwy człowiek lasu. Mieszka i pracuje w leśniczówce Pszczew w Nadleśnictwie Trzciel w województwie lubuskim. O lesie wie chyba wszystko i chętnie dzieli się tą wiedzą z innymi. Publikuje m.in. w pismach: "Echa Leśne" i "Głos Lasu". Prowadzi również pasjonującego i bardzo popularnego wśród internautów "Bloga Leśniczego".
Artykuły powiązane
- Jędrzej Szyguła: Magia pojawiającego się obrazu
- Sebastian Czeremcha: Wszechświat cały czas do nas mówi
- Dzień Ziemi, pierwszy ekolog i Nadleśnictwo Krucz
- Paweł Chmielarz: Drzewa są ze mną każdego dnia
- „Polonia - wielkie królestwo obfitości lasów, raj polowań" na unikalnej Mapie Lasów Polskich z 1938 r.
3 Komentarzy
-
Iza
Link do komentarza niedziela, 22 styczeń 2017 22:10Panie Piotrze, autor artykułu - Pan Jarosław Szałata prowadzi bloga "Blog Leśniczego". Podaje w nim swój kontakt: lesniczy@erys.pl.
Na pewno chętnie odpowie na Pana pytania. Pozdrawiam -
Piotr
Link do komentarza sobota, 14 styczeń 2017 06:26Interesujacy artykul z i rzeczowe informacje.
Czy w przypadku dalszych pytan zwiazanych z zywicowaniem, moglbym sie z panem skontaktowac ?
Serdecznie pozdrawiam
Piotr -
Iza
Link do komentarza niedziela, 26 lipiec 2015 18:10Bardzo ciekawy artykuł. W wielu skansenach i muzeach prezentowane są dawne rzemiosła, dawne zawody. O tym, jak dokładnie wyglądała praca żywiczarzy, dowiedziałam się dopiero z publikacji Pana Jarka. Pozdrawiam