W mieście też jest spokój

Zmęczeni codziennym pośpiechem, miejskim zgiełkiem i hałasem, szukamy wytchnienia i spokoju - najlepiej gdzieś z dala od miasta, na prowincji. Ale nie zawsze wyjazd jest konieczny. Tempa wielkiego miasta, co prawda nie zmienimy, ale my sami możemy czasem zwolnić. Naprawdę warto...

   Na Starym Rynku znalazłem się przypadkowo. Byłem dość późno, była już 10.00 rano. Było już czuć świąteczny klimat. Cały rynek był przyozdobiony świątecznymi stroikami. Wszystkie witryny sklepów, pubów i restauracji mieniły się kolorowymi lampkami. Kupcy dopiero przygotowywali swe stragany z przeróżnymi wspaniałościami na przyjęcie rzeszy gości łaknących poczuć, posmakować, dotknąć bądź kupić ich mistrzowskie wyroby. Tak się złożyło, że miałem kilka wolnych godzin dla siebie... i co tu robić? Pójść na kawę do licznych klimatycznych knajpek? Nie! Postanowiłem ten czas wykorzystać na zwiedzanie dobrze mi już znanych zakątków Starego Rynku. Chyba każdy poznaniak i mieszkaniec Wielkopolski zna choć pobieżnie to najważniejsze i najwspanialsze miejsce Poznania. Dobrze wybrałem, ponieważ w tym dniu przeżyłem niesamowite doznania, którymi chciałbym się z Wami podzielić.
   Kocham Przyrodę i staram się choć trochę wzorować na panu Adamie Wajraku, który jest mistrzem w uwielbianiu i opisywaniu natury. To właśnie on napisał, że poczuć spokój można praktycznie wszędzie. Nigdy w mieście nie doznałem takich doznań jak w lesie, nad jeziorem czy na łące. Te wszystkie uczucia na łonie przyrody, które sprawiają, że nie myśli się o niczym. Po prostu jest się skoncentrowanym na obserwacji i bytowaniu z przyrodą. A tu nagle... Buumm! Walnęło mnie obuchem! W centrum wielkiego miasta zacząłem dostrzegać, czuć i słyszeć to, co mnie otacza. Zwolniłem kroku, wyostrzyłem zmysły, poczułem się jak Superman grany przez Christophera Reeva w trzeciej części.
  Mimo już późnoporannej godziny, Stary dopiero budził się do życia. Kierowcy aut dostawczych, którzy parkowali w bocznych uliczkach klęli straszliwie wyładowując towar. Nieopodal, przez uchylone okna, słychać było rozmowy i śmiechy kucharek. Jacyś mężczyźni dziarsko machali szuflami, napełniając ciemną piwnice jeszcze ciemniejszym węglem. Opierający się o zimną i burą elewację kamienicy stary człowiek o niesamowicie pomarszczonej twarzy palił papierosa i bacznie przyglądał się ich pracy. Grupa żartujących elektryków podłączała światełka na choince. Przebiegła grupka hałaśliwych i rozbieganych łobuziaków, którzy tylko szukali okazji do psot i figlów. Dostrzegałem coraz więcej codziennych, i błahych czynności, wykonywanych przez niby zwykłych ludzi, a jednak niezwykłych. Wszędzie słychać jakiś stukot, warkot, łomot, szum i szuranie... czyli dźwięki raczej niemiłe dla uszu. Tego dnia jakoś dziwnie mnie nie drażniły. Klimat poznańskiego Rynku robił swoje, a widok tego wszystkiego co zobaczyłem był fascynujący - widok, który w codziennym pośpiechu, nie zwraca naszej uwagi.
   Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie próbował w tej kamiennej dżungli dostrzec chociaż znikomych oznak przyrody. I tu niespodzianka - trochę tego było. Wszędobylskie gołębie biegały po kocich łbach i wyrywały sobie z dziobów kawałki chleba, rzucane przez dobrodusznych turystów. Skaczący na króciutkich nóżkach wróbel-spryciarz tylko czekał aż spadnie jakiś okruch na ziemię, wtedy natychmiast dopadał do łakomego kąska i myk.. już siedział na pobliskiej fontannie Prozerpiny z wypełnionym i zadowolonym brzuszkiem. Całemu temu zajściu przypatrywał się, oprócz mnie, stary wyjadacz kruk, siedzący na kamiennej ławce. Obrzucił ptasie towarzystwo z nieskrywaną pogardą i odleciał zniesmaczony. Widziałem też wesołe sikorki, wrony oraz sroki, które zastanawiały się co tu by "zwędzić". Z wysoka, gdzieś ponad kamienicami, dobiegał odgłos śmieszki. Początkowo wzbudził moje zdziwienie, ale po chwili dotarło do mnie, że niedaleko przecież płynie Warta. A to jeszcze nie koniec! Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że w takich kamienicach, ba ... blokach osiedlowych, żyją nietoperze, sowy i nawet sokoły pustułki?
   Stopniowo Stary Rynek zapełniał się ludźmi i uliczny ruch był coraz większy, ale ja nie przyśpieszyłem. Cały czas wolno stawiałem kroki i rozglądałem się bacznie. Zacząłem nawet nieśmiało uśmiechać się do przechodzących ludzi. I o dziwo! Ludzie, którzy dostrzegali moją twarz, odwzajemniali się uśmiechem. Szczególnie miłe było to ze strony pięknych dziewczyn... Wszędzie roznosiły się zapachy przeróżnych dań, serwowanych w tutejszych lokalach i na straganach. Ale nie tylko pachniało jedzeniem. Nie wiem, czy to mój stan w tym momencie, ale czułem tu dosłownie wszystko - cały rozpoczynający się dzień.

***

   Postanowiłem, że nigdy już nie będę ignorował otaczającego mnie miejskiego zgiełku. Spróbujcie też sami się przekonać, ile można dostrzec z pozoru mało istotnych, a jednak niezwykle interesujących rzeczy. Otwórzcie oczy na świat i, choćby na moment, wyciszcie się. Codzienność może Was zaskoczyć.

Ostatnio zmienianysobota, 16 maj 2015 13:58
  • Oceń ten artykuł
    (7 głosów)
  • Dział: Felietony
  • Czytany 4291 razy

Z wykształcenia informatyk, na co dzień zajmuje się prowadzeniem sklepu wędkarskiego. Uwielbia kontakt z przyrodą. Wędkuje, chodzi po łąkach, lasach i obserwuje naturę. Dzięki dużej cierpliwości i wrażliwości, dostrzega to co umyka innym. Swoje niezwykłe spotkania z przyrodą - z dużym powodzeniem - zatrzymuje w fotograficznym kadrze. Wspaniały gawędziarz. Chętnie dzieli się swoją wiedzą, doświadczeniem i wrażeniami na łamach poznańskiego pisma "Tu Naramowice", ogólnopolskiego czasopisma "Poznaj Swój Kraj" oraz na portalu wielkopolska-country.pl, zarażając innych swoją przyrodniczą i turystyczną pasją.

Skomentuj

Powrót na górę
Nasz portal wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies w zakresie odpowiadającym konfiguracji Twojej przeglądarki. Więcej o naszej Polityce prywatności