Daria Olzacka: Jestem magnesem na boginie

Z Darią Olzacką, fotografką, rozmawia Izabela Wielicka.

Umówiłam się z Darią w strzeszyńskim lesie. „Piękny, sierpniowy, dzień” - zachwycam się. „I cudne światło” - dodaje Daria. Cieszę się z tego spotkania. Bardzo chciałam podejrzeć Darię przy pracy i zadać jej kilka pytań. Spacerujemy, rozmawiamy, śmiejemy się, dotykamy drzew, przyglądamy się dzikim kaczkom na jeziorze i nawet nie zauważam, kiedy Daria robi mi zdjęcia.

Pamiętasz swój pierwszy aparat i pierwsze zdjęcie?
Tak. Pamiętam bardzo dokładnie. Pierwszy aparat dostałam w dniu I Komunii. Wujek wręczył mi go dopiero pod koniec uroczystości. Chyba przeczuwał, że jak go chwycę, to już się z nim nie rozstanę. I faktycznie tak było. Zrobiłam wtedy masę zdjęć, nie mając świadomości, że klisza ma tylko 36 klatek. Obiektem moich zdjęć były moje piękne kuzynki, czyli zaczęłam od kobiet (śmiech).

Skończyłaś Akademię Wychowania Fizycznego i pracowałaś jako rehabilitantka. Kiedy postanowiłaś, że to właśnie fotografia zostanie Twoim sposobem na życie?
Pierwsza taka myśl pojawiła się wraz z pierwszym aparatem. Już wtedy poczułam, że fotografia stanie się moją wielką pasją. W szkole podstawowej i w liceum też myślałam o fotografii bardzo poważnie, jednak odwiodły mnie od niej brak mojej pewności siebie i opinia środowiska, że robienie zdjęć nie jest pracą, tylko zabawą. Zdecydowałam się na tzw. normalne studia. Chciałam jednak pracować z ludźmi, a nie siedzieć za biurkiem, więc fizjoterapia była bardzo fajną alternatywą dla fotografii. Lubiłam tę pracę.
Po narodzinach naszych chłopców, postanowiliśmy z mężem, że dłuższy czas będę z nimi w domu. Kiedy chodziłam z synami na plac zabaw, spotykałam tam moje koleżanki - dawniej pełne życia, a teraz zmęczone życiem kobiety. Zapragnęłam je jakoś odczarować. Zaczęłam fotografować kobiety, szukając kontaktu z ich prawdziwą wewnętrzną naturą.

Brałaś udział w wielu fotograficznych projektach, ale najbliższe jest Ci fotografowanie kobiet. Na ogół nie są to modelki, ale zwyczajne kobiety. Co pociąga Cię w tej pracy?
Fotografuję kobiety - ich światy, ich rodziny, ich biznes i to, co kochają robić. Wszystko to jest dla mnie interesujące. Uwielbiam wyłapywać ten moment, gdy zabłysną im oczy. Poświęcam im wtedy sto procent uważności. Dla nich taka sesja to czas na wyłączność, kiedy mogą pomyśleć tylko o sobie - o tym co czują, czego pragną.
Swoje projekty najczęściej dedykuję tzw. zwyczajnym kobietom, które tak naprawdę zwyczajne nie są. Myślę, że potrafię odnaleźć i wzmocnić w nich to, co najpiękniejsze, czego najczęściej same nie zauważają. Ponieważ mam bardzo wysoki poziom empatii i mocno czuję, jest mi łatwiej pokazać prawdę, piękno i wyjątkowość. Zależy mi na tym, żeby każda sesja była inna, żeby nie popadać w jakieś schematy. Jestem szczęśliwa, kiedy klientka, patrząc później na swoje zdjęcia, mówi „Pokazałaś mnie prawdziwą”, „Jesteś leśną wróżką”. Fascynujące w tych sesjach jest to, że wynoszę z nich również dużo dla siebie.

Masz okazję przyglądać się kobietom z boku - z dystansu, jaki tworzy obiektyw. Wiadomo, że każda kobieta jest inna, ale gdybyś miała znaleźć cechy wspólne Polek, to co by to było? Jakie Twoim zdaniem są Polki?
Trudno mi tak scharakteryzować Polki jedną wspólną cechą. Moje klientki są różne. Jednak coraz częściej przychodzą do mnie dziewczyny, które mają świadomość że są „boginiami”.

Boginiami...?!!
Tak. (śmiech) I nie chodzi o to, że w czasie sesji są zarozumiałe, aroganckie, tylko są po prostu naturalne, prawdziwe do głębi. Sesja z nimi od początku do końca przebiega na bardzo wysokich wibracjach. Przychodzą też dziewczyny, które jeszcze nie wiedzą o swojej "boskości". Obserwowanie procesu, w którym ta świadomość do nich przychodzi, jest dla mnie bezcenne. Kiedy widzę, czuję, jak zmieniają się ich reakcje, jak rozkwitają z każdym następnym ujęciem, to jestem szczęśliwa, że robię to co robię.

Pozowanie nie jest łatwe, a obiektyw często peszy „modelki”. Zwłaszcza dojrzałe kobiety nie lubią być fotografowane, mają kompleksy. Jak więc udaje Ci się stworzyć taki efekt na zdjęciach? Przygotowujesz jakoś kobiety do sesji?
Przede wszystkim moje sesje nie są przypadkowe. Nie ma sytuacji, żeby przed obiektyw trafiła dziewczyna, której wcześniej nie poznałam, z którą nie zamieniłabym chociaż kilku słów. Staram się dowiedzieć o niej jak najwięcej. Bardzo lubię robić zdjęcia w oparciu o to, co zastanę, a nie o jakieś schematy. Rozmawiamy też o przeznaczeniu tych zdjęć i o ewentualnych obawach klientki. Jest to jednak temat rzadko poruszany, bo moje „Rusałki” trafiają do mnie z polecenia swoich koleżanek i wiedzą czego się spodziewać. Jeśli są to sesje leśne, to natura załatwia sprawę i kobiety bardzo się relaksują. A jeśli chodzi o sesje studyjne, to staram się stworzyć kameralny i przyjazny klimat, w którym dziewczyny czują się jak w domu.

Gdybyś miała dać jedną radę dziewczynie, która stoi przed obiektywem, to co byś jej powiedziała?
Kiedy słyszę pytanie „No dobra, to co mam robić?”, odpowiadam najczęściej „Bądź”.
Jeśli jest to sesja w plenerze, to po prostu spacerujemy, rozmawiamy i tworzymy w ten sposób bardzo luźną atmosferę. Nie stosujemy żadnych skomplikowanych zabiegów, jak poprawianie o kilka milimetrów układu podbródka (śmiech). Z reguły jest tak, że daję przestrzeń. Pozwalam ustawić ciało w sposób najbardziej dla niej naturalny. Zdjęcia nie są wtedy przerysowane i sztuczne. Naturalna poza modelki jest punktem wyjścia do dalszej kreacji. Widząc np. jej ułożenie dłoni, mam potrzebę pójścia dalej. To kobieta jest dla mnie inspiracją. I to moje „Bądź” zawsze się sprawdza.

Kobiety przed sesją fotograficzną myślą o tym, jak się do niej przygotować, jak się uczesać, jaki zrobić makijaż. Ty niespecjalnie zwracasz na to uwagę. Jaki masz stosunek do mody?
Moda mi nie przeszkadza, ale nie przywiązuję do niej wagi. Kluczowe jest dla mnie to, żeby podczas sesji kobieta czuła się dobrze w rzeczach, które ma na sobie i żeby pięknie w nich wyglądała. Często wyciągam też dla niej coś ze swojej szafy. Najbardziej lubię sesję bez ubrań, gdzie główną rolę gra światło przemieszczające się po skórze.
Jest oczywiście rodzaj fotografii, gdzie stylizacja, uczesanie, makijaż itp. są bardzo ważne. W przypadku sesji biznesowych, gdzie klientkom chodzi o wykreowanie swojego wizerunku, to korzystam z pomocy stylistki, wizażystki i fryzjerki. Podczas sesji plenerowych to jest najczęściej zupełnie niepotrzebne.

A gdybyś miała możliwość wybrać jedną sławną osobę (współczesną lub z odleglejszej przeszłości), z którą miałabyś spędzić dzień i zrobić jej sesję zdjęciową, kogo byś wybrała?
Tak naprawdę inspirują mnie osoby, które nie są popularne w mediach. To ludzie, których mogę poznać, odkryć i sfotografować. I to jest dla mnie cała zabawa (śmiech).

Mówiłaś, że inspirują Cię same kobiety, ale chyba nie tylko?
Inspiracją nie są na pewno dla mnie inni fotografowie. Dublowanie czyichś prac nie jest inspirujące. Poruszają mnie natomiast kadry filmowe, książki i oczywiście natura. Kiedy jestem sama ze sobą, kiedy medytuję, myślę, kąpię się w jeziorze ( również teraz) to często pojawia mi się też jakiś obraz w głowie. Inspirują mnie sny, a czasem rzeczywistość - przechodzień na ulicy, który idzie w charakterystyczny sposób, oryginalnie się śmieje lub przyjmuje jakąś nieoczywistą pozę.

Skoro wspomniałaś o kadrach filmowych, to jaki jest Twój ulubiony film? 
Nie mam w domu telewizora, a filmy oglądam bardzo rzadko. Zdecydowanie wolę sięgnąć po książkę albo iść do lasu na spacer zresetować głowę. Jeśli już się zdarzy, to wybieram najczęściej komedie albo stare klasyki w stylu „Tajemniczy ogród”, „Alicja w krainie czarów”. Lubię Tima Burtona, Woodego Allena i generalnie wolę lekkie kino niż dramat. Odcinam się od niepotrzebnych, negatywnych bodźców. Film, który szczególnie utkwił mi w pamięci to ekranizacja książki Elizabeth Gilbert „Jedz, módl się kochaj” z Julią Roberts w roli głównej. Ujął mnie pokazaniem kobiecej wolności, siły, radości i beztroski, których nam tak często brakuje.

Twoim miejscem pracy najczęściej jest natura. Dlaczego tak chętnie wybierasz plener?
Obcowanie z przyrodą na sesji zdjęciowej wpływa bardzo relaksująco na kobiety. Na sesjach jeden na jeden, staram się dawać bardzo dużo przestrzeni na rozmowę, śmiech, a czasem milczenie, by posłuchać o czym szumią drzewa, poczuć wszystko co nas otacza. Dużo kobiet mówi mi po sesji, że zdjęcia zdjęciami, ale ten spędzony czas wśród przyrody był dla nich bardzo cenny. No i ważna rzecz - światło. Nie lubię nudzić się w pracy, a praca ze światłem jest dla mnie dodatkowym wyzwaniem. Światło jest nieobliczalne, zmienne, różnorodne i, co najważniejsze, jest niepowtarzalne.

Masz swoje ulubione plenerowe miejsca sesyjne?
Najczęściej wybieram lasy blisko mojego domu. Dzięki klientkom, podczas mojej akcji „Chodź do lasu!”, poznałam też Puszczę Zielonkę, która jest fascynująca, a jest przecież tak blisko. Przy organizacji sesji biznesowych dla osób pracujących z ludźmi (różnego rodzaju terapeuci), bardzo często sugeruję klientkom, żeby to one zabrały mnie w ważne dla nich miejsca, gdzie czują się sobą.

No a co, kiedy aura nie jest sprzyjająca na plener?
Otwieram właśnie swoje studio w starej kamienicy, na ul. Kraszewskiego 24/4. Robię wszystko, by moi klienci czuli się tu dobrze. Zapraszam.

Lubisz dalekie podróże, ale ciekawi mnie jak spędzasz wolny czas w Wielkopolsce? Jakie ciekawe miejsca tu odkryłaś?
Uwielbiam zagraniczne podróże. Lubię południe Europy, Hiszpanię. W tym roku zwiedziłam kawałek Stanów Zjednoczonych. Tak naprawdę jednak coraz bardziej przekonuję się do Polski, do naszych lasów. Lubię spędzać czas w naszym małym domku. Obserwuję gwiazdy, zachody, a czasem i wschody słońca i jest mi wtedy dobrze (śmiech).
Wolny czas spędzam z mężem i synami lub przyjaciółkami w lasach i nad jeziorami. W tym roku bardzo przyciągały mnie okolice Sierakowa. Samo miejsce nie ma dla nas większego znaczenia. Po prostu odwiedzamy dzikie ścieżki i to daje nam dużo radości i wolności.

Stanięcie przed Twoim obiektywem coś w kobietach zmienia - coś w nich otwiera, coś zamyka. Kobiety Ci ufają.
W zasadzie na każdej sesji dzieją się „cuda”. Docierają one do swojej prawdziwej, wewnętrznej natury. Nie przypisuję tej zasługi sobie, tylko całemu procesowi. Czas na sesji jest taki jaki jest potrzebny. Natura i towarzystwo kogoś, kto widzi w nich piękno - otwiera je. I to jest trochę smutne, że czasem kobieta musi przyjść na taką sesję, żeby się o tym dowiedzieć - o tym że jest wartościowa i piękna. Często po sesji dziewczyny stają się pewniejsze siebie, odzyskują siły, zaczynają kochać swoje ciało, bardziej o nie dbają. Coś się w ich życiu zmienia. I to jest m.in. ten „cud”, kiedy kobiety bardzo dojrzałe decydują się podczas sesji portretowej na zrobienie zdjęć aktowych. Wtedy widzę, jak wraz ze zdejmowanymi ubraniami schodzą z nich kolejne warstwy swoich przekonań i opinii innych, że są jakieś, że są niepasujące do ideałów piękna, które kiedyś ktoś sztucznie wykreował.
Dlaczego kobiety mi ufają? Może czują, że ja po prostu lubię się z nimi spotykać. Przed każdą sesją cieszę się jak dziecko. Choćby z tego powodu, że to pretekst do kolejnego spaceru po lesie, do poznania czyjejś historii i do poznania swojej, bo bardzo często interakcja z drugim człowiekiem pobudza w nas jakieś obszary, o których czasem nie wiedzieliśmy.

Dziękuję Ci za rozmowę i za zdjęcia. Wygląda na to, że i ja jestem … „boginią” (śmiech).
Mówią o mnie, że jestem „magnesem na boginie”, więc tak. Dziękuję Iza.

Więcej zdjęć Darii Olzackiej na Facebooku

Ostatnio zmienianysobota, 21 grudzień 2019 12:03
  • Dział: Rozmowy
  • Czytany 4913 razy

Skomentuj

Powrót na górę
Nasz portal wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies w zakresie odpowiadającym konfiguracji Twojej przeglądarki. Więcej o naszej Polityce prywatności