"Literacka Wielkopolska" cz. 1 - Ucieczka na wieś

Kiedy kilka lat temu postanowiłam nieodwołalnie i jak najszybciej wyprowadzić się z miasta, rozpoczęłam żmudne poszukiwania odpowiedniego adresu. Z rozmysłem piszę „adresu”, a nie domu, bo coś, na co mogłam sobie pozwolić, domem (sensu stricto) naprawdę być nie mogło, i nawet tak nieskończenie romantyczna dusza jak ja, musiała zdać sobie sprawę z czegoś tak prozaicznego jak zasoby finansowe.

   Szukałam więc „adresu”. Jeździłam po Wielkopolsce, a jest piękna i szeroka, sztabówki z poszczególnymi powiatami miałam utknięte w drzwiach nieodżałowanego starego mitsubishi, choć z czasem nie potrzebowałam ich wcale. Znalazłam bowiem tak zapadłe dziury i tak zapomniane kąty, o jakich się wojskowym kartografom nie śniło, o Google Maps nie wspominając. Ta wiedza procentuje do dziś - potrafię objechać każdy korek skrótami, które przyprawiają moich pasażerów o palpitacje serca - niepotrzebnie - w końcu byłam tu, kiedy szukałam domu, nie?
   Po pewnym czasie zauważyłam, że niektóre okolice ciągną mnie bardziej niż inne, a już najbardziej ciągnie mnie Warta i jej pradolina. Te krajobrazy nadrzeczne, te komary wielkości szerszeni (no, może trochę przesadziłam, najwyżej os), te zachody słońca nad pryzmami buraków cukrowych, te kwitnące kartofliska i rzepak, rzepak, rzepak!
   O, jakie domy poznajdowałam, gdziem nie była i jakich nie poznałam ludzi! Byłam i „w głuchej puszczy”, i małym miasteczku, w oficynie przypałacowej (tam było ciekawie, zwłaszcza na strychu), i w czworakach. Znajdowałam połówki domów, które same w sobie były tylko ćwiartkami, zwiedzałam poddasza pełne nietoperzy i śladów dawno/niedawno pędzonego bimbru, piwnice zupełnie już bezalkoholowe, za to z całkiem dobrymi ogórkami kiszonymi przez „nieboszczkę babkę” - na zagrychę w sam raz. Wdrapywałam się na strome schody, które łamały mi się pod stopami i zaglądałam do czeluści przewodów kominowych, w których wielopokoleniowe rodziny kawek siedziały sobie właśnie głośno rozprawiając przy kawce...
  Można by spisać cały tom, ale dzisiaj nie będzie o tym, niestety. Będzie o adresie, który w końcu znalazłam. Trwało to trochę, a nawet nieco dłużej, już wręcz byłam „po słowie” gdzie indziej, gdy oto wyłonił się z nadwarciańskiej mgły „ten dom” - malownicza rudera, pardon: „ruina” (żeby było bardziej literacko) - z idealną lokalizacją: pradolina za wsią, wokół same lasy, do browaru blisko, do kolei blisko, na konie blisko, do miasta daleko, a gdzie nie spojrzeć - literacko tak, że zapiera dech. Nie każdy bowiem wie, że Wielkopolska to region arcyliteracki. I o ile Poznań jest, jak pisał Kraszewski, dla każdej twórczości literackiej zabójczy, o tyle jego okolice - jak najbardziej takiej aktywności sprzyjają.
  Dajmy na to ja - przez las mam do noblisty, przez rzekę promem do wieszcza, a przy browarze rozdają raz w roku nie byle jaką nagrodę literacką! Gdy się nieco bardziej przyłożę do jazdy konnej dam radę dojechać do Barbary i Bogumiła, podobnie jak do zaprojektowanego przez Norwida pomnika z czasów Wiosny Ludów. I dlatego mój adres z dumą wpisuję w każdy formularz, by zaraz nieodmiennie usłyszeć pytanie: „A gdzie to jest?”
   Ano na wsi. Tu, gdzie jesienią ryczą jelenie tak, że spać nie można (ten, kto wierzy w wiejską ciszę, nigdy tu nie był), gdzie na wiosnę klekoczą bociany, a latem hałasują świerszcze i chłopaki puszczający disco polo w swoich samochodach. Namówiona przez redakcję wielkopolska-country do pisania dla czytelników tego portalu zamierzam raz po raz zaprosić Was do poznawania współczesnej i historycznej wiejskiej Wielkopolski, głównie literackiej. Ze mną. W końcu jam tu teraz gospodyni;)
   Następny tekst nie będzie zatem tylko o Mickiewiczu i Śmiełowie, lecz także o pewnym pokąsanym Francuzie i miłej, acz przestraszonej Turczynce, o zapiekaniu śmietany, wyjących wilkach i karierze filmowej muzealnych kaloryferów.

Ostatnio zmienianypiątek, 12 wrzesień 2014 16:28
  • Oceń ten artykuł
    (6 głosów)
  • Dział: Felietony
  • Czytany 5935 razy

Od kilku lat mieszkanka małej wioski nad Wartą, na obrzeżach Żerkowsko-Czeszewskiego Parku Krajobrazowego. Obdarzona swoistym poczuciem humoru i nadto wykształconym zmysłem obserwacji, krąży między wsią (gdzie mieszka), a miastem (gdzie pracuje). Publicznie - doktor nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa na Wydziale Filologii Polskiej i Klasycznej UAM, pracuje z cudzoziemcami ucząc ich języka, kultury, historii i literatury polskiej. Prywatnie - miłośniczka wegetarianizmu, zabłoconych kaloszy, leśnych duktów i swojego psa Kruczka. Nie ma telewizora, lubi czytać w plenerze, prowadzi blog o wiejskim życiu, nocami wypieka orkiszowy chleb. Od niedawna podziwia Wielkopolskę z siodła. Dla czytelników portalu wielkopolska-country prześwietla swój rodzinny region pod względem pisarsko-poetyckich ciekawostek w cyklu felietonów "Literacka Wielkopolska".

3 Komentarzy

  • Rogata

    Rogata

    Link do komentarza czwartek, 18 wrzesień 2014 12:39

    Czekam na tę śmietanę zapiekaną i Turczynkę, i wiesz...Pięknie Cię Tomaszewska zdjęła. Pozdrawiam serdecznie.

    P.s. Dopierom wróciła z wojaży, a tu tyle do czytania wszędzie. OMG, nie wiem kiedy się ogarnę.

    Raportuj
  • Hana

    Hana

    Link do komentarza wtorek, 16 wrzesień 2014 21:59

    Ja też! Ja też! Czekam, znaczy na cd.

    Raportuj
  • kasia

    kasia

    Link do komentarza niedziela, 14 wrzesień 2014 18:07

    Nie mogę się doczekać kontynuacji!

    Raportuj

Skomentuj

Powrót na górę
Nasz portal wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies w zakresie odpowiadającym konfiguracji Twojej przeglądarki. Więcej o naszej Polityce prywatności