"Literacka Wielkopolska" cz. 6 - Opatowska niespodzianka - Stefan Giller z rodziną i zerwany dach
- Napisane przez Anna Roter-Bourkane
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
- Wydrukuj Email
- 2 Komentarzy
Moja znajomość z rodziną Gillerów rozpoczęła się na cmentarzu parafialnym w Opatówku, czyli tam, gdzie pochowana jest znakomita większość moich zmarłych przodków. Gdy bywałam tam z prababcią jako dziecko, zawsze prowadziła mnie do grobowca stojącego niemalże naprzeciw kaplicy, zwieńczonego wysokim krzyżem, na ceglanej podmurówce. Mówiła wtedy: „Pamiętaj, że tu leży Jan Kanty Giller, pamiętaj, co ma napisane na tej tablicy, bo pewnie zdejmą, zapalimy świeczkę panu Stefanowi...”
Oczywiście na początku nie rozumiałam nic z wiecznego strachu dorosłych o to zdejmowanie tablicy, a była to ciągła walka miejscowych parafian z władzami - Jan Kanty Giller, ojciec Stefana Gillera był nie tylko wieloletnim burmistrzem Opatówka, ale też oficerem Napoleona (oficer 4 pułku ułanów polskich) i uczestnikiem Kampanii Rosyjskiej, a na grobie rodzina wypisała nazwy miejscowości, pod którymi walczył z Moskalem... Prababcia zaś, która spoczywa już kilka grobowców dalej, pamiętać mogła jeszcze doskonale pana Stefana, który z trudem spacerował po pierwszym w Opatówku betonowym chodniku, prowadzony przez swoją wieloletnią opiekunkę, Jadwigę Sadowską. Podobno, gdy spotykał dzieci idące ze szkoły, zatrzymywał je zawsze na krótkie pogwarki, a one ustawiały się wtenczas w dwuszereg i równo kłaniały się staremu profesorowi. Szacunek, jakim cieszył ten człowiek był doprawdy niebywały, dziś w dzień Wszystkich Świętych na jego rodzinnym grobowcu pali się wciąż morze zniczy...
Jan Kanty miał pięcioro dzieci: Palemonę, Honoratę, Agrypinę, Agatona i Stefana. Dla synów poczynił w testamencie specjalny zapis: „Życzeniem moim jest, aby Agaton był Prawnikiem, a Stefan Doktorem, dlatego usilnego starania dokonać należy, aby posiadali gruntownie Język Łaciński, po nim, żeby się ćwiczyli w Literaturze Języka Polskiego, a następnie, żeby już rozpoczęte nauki Języka Francuskiego i Niemieckiego udoskonalili...” - i jak to zwykle bywa, testament ojca został wypełniony, jednak zupełnie inaczej, niżby sobie tego Jan Kanty życzył...
Najbardziej znanym przedstawicielem rodziny jest bez wątpienia Agaton Giller, patriota i literat, historyk, zesłaniec syberyjski, pierwszy rejestrator tamtejszego życia i kultur, jak również badacz opisujący te tereny pod względem geograficznym. Jest uznawany za prekursora badań historycznych nad martyrologią Polaków na Wschodzie. Po zwolnieniu z zesłania, przybywał głównie na emigracji, raz po raz tylko przekradając się do Galicji, gdzie ukrywał się pod fałszywymi nazwiskami. Był redaktorem rozlicznych wydawnictw, m.in „Czytelni Niedzielnej”, „Strażnicy”. Zawsze wiele politykował, angażował się w przygotowanie powstania styczniowego, a gdy wybuchło - jego zdaniem przedwcześnie - włączył się czynnie w działalność rządu powstańczego, obejmując faktyczne przywództwo po śmierci Stefana Bobrowskiego. Próby pojednania białych i czerwonych skończyły się dla niego wyrokiem śmierci i koniecznością ponownej tułaczki. Mieszkał we Francji, we Włoszech i w Szwajcarii, gdzie został oddanym kustoszem Rapperwilskiego Muzeum. Przewlekle chory, wciąż pisał, publikował i ustawicznie troszczył się o los młodszego brata i rodzinnego domu w Opatówku. Był dla rodzeństwa autorytetem niepodważalnym, radzono się go w wielu kwestiach, on zaś łagodził spory, upominał, jednał zwaśnionych członków rodziny. Był jednocześnie wspaniałomyślny i szczodry, dzielił się chętnie swoim skąpym dochodem, zwłaszcza w związku z koniecznością utrzymania domu, do którego nigdy nie dane mu było powrócić.
Uczynił to jego młodszy brat, właściwy bohater niniejszego tekstu, Stefan. Urodzony w 1833 roku, osierocony 13 lat później, bardzo wcześnie musiał zmierzyć się z realiami dorosłości. Po ukończeniu Wyższej Szkoły Realnej w Kaliszu wiedział już, iż chce rodzicielski testament wypełnić tylko w części humanistycznej - wyruszył zatem na studia do Warszawy. Jednocześnie pracował jako adiunkt w Archiwum Akt Dawnych Polsko-Łacińskich, niestrudzenie udzielał też lekcji, co wkrótce miało stać się jego głównym zajęciem przez resztę życia. Po zdaniu egzaminu przed Komisją Oświecenia w 1862 roku został bowiem nauczycielem przedmiotów historyczno-filologicznych w Gimnazjum Męskim w Kaliszu, gdzie pracował do emerytury, na którą przeszedł 35 lat później. Uczył zresztą nie tylko tam, zmuszany koniecznością zarabiania na życie licznej rodziny, pracował ponadto w Gimnazjum Żeńskim, Prywatnej Szkole Realnej Edwarda Pawłowicza i w szkółce niedzielnej dla rzemieślników. Bardzo rzetelnie przygotowywał lekcje i wykłady - ich szczegółowe konspekty świadczą o dużym zaangażowaniu pedagogicznym Stefana Gillera. Sam opracował potrzebne skrypty (z zakresu historii literatury, poetyki, stylistyki), które dyktował uczniom po lekcjach i które służyły następnie nie tylko im, lecz szeroko korzystano z nich w innych instytucjach edukacyjnych Ziemi Kaliskiej. Wychowywać nie przestawał nigdy, gdy utrudzony wracał do domu, zajmował się jeszcze chłopcami, którzy mieszkali u niego na stacji, a wśród nich znajdowały się czasem i „asy” specjalne poruczone jego opiece.
Angażował się we wszystkie inicjatywy kulturalne, wspierał, towarzyszył. Otwierał, oddawał, nagradzał, zachęcał i organizował. Niektórymi jego akcjami, jak na przykład organizacją taniej czytelni dla rzemieślników i robotników zainteresowali się Bolesław Prus i Henryk Sienkiewicz, dając temu wyraz w swoich felietonach. Na potrzeby analogicznej czytelni w Opatówku nieodpłatnie przekazał pomieszczenie w swoim rodzinnym domu. Dzisiejsza Biblioteka Publiczna nosi od lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku imię Braci Gillerów i posiada w depozycie niesłychane skarby, o czym jeszcze wypadnie powiedzieć.
Jako utalentowany mówca i szeroko znany retor uświetniał swymi mowami wszelkie możliwe wydarzenia publiczne w Kaliszu, a wdzięczni słuchacze poczuwali za największe wyróżnienie możliwość zachowania oryginalnego tekstu oracji napisanej przezeń na tę okazję. Jego pierwsza mowa, gdy żegnał mury kaliskiego Gimnazjum została odebrana rewelacyjnie, no i tak już zostało. Nawet, gdy odwiedzał Kalisz Henryk Sienkiewicz, a było to w roku 1904, delegacja dorożkami wyjechała po niego aż do Opatówka, gdzie Giller wygłosił mowę powitalną.
Osobiste życia Steafana Gillera było bogate. Miał liczne rodzeństwo, wielu przyjaciół, zawarł też dwukrotnie małżeństwo, każdą z swych żon bardzo kochał, o czym świadczy zachowana korespondencja. Z pierwszą żoną miał sześcioro dzieci, z których tylko troje przeżyło dzieciństwo, po dwunastu latach pożycia zmarła też Teresa z d. Roehrens Gillerowa, jej pamięć chował w sercu Stefan przez kolejnych bez mała 20 lat, samotnie wychowując trzy córki i wciąż odpierając ataki kolejnych swatek i kobiet, które się w nim podkochiwały. Mając 54 lata zakochał się ze wzajemnością i nie zważając na bolesne opinie niektórych znajomych, ożenił się z Anną z Ciążyńskich Skalińską, z którą przeżył szczęśliwie następne 20 lat. Anna otoczyła go troskliwą opieką i pokochała matczyną miłością jego córki.
Ślub ten miał miejsce tuż przed śmiercią Agatona Gillera, w 1887 roku. Dwa lata wcześniej, w 1885, najstarsza córka, Jadwiga, wyszła za mąż za Kazimierza Wasilewskiego i wyjechała do Warszawy, gdzie prowadzili kantor komisowy, wciąż jednak borykali się z trudnościami finansowymi i słali Stefanowi zasmucające listy. Młodsze córki także mieszkały z mężami w Warszawie - Zofia poślubiła Jana Nowickiego i urodziła córkę Stefanię, a Maria Feliksa Kamińskiego i, choć była ciężko chora na gruźlicę, urodziła dwóch synów. To jednak strasznie osłabiło jej wątłe siły i tuż po urodzeniu młodszego syna, zmarła. Wobec tego, iż ojciec dzieci został umieszczony w zakładzie zamkniętym w Tworkach, siostry zabrały do siebie dzieci, na ich utrzymanie jednak łożył Stefan. Dzieci często chorowały, a opisy ich dolegliwości są nie mniej wstrząsające niż opisy ordynowanych im kuracji. Wkrótce też na zdrowiu zapadła Jadwiga Wasilewska i Anna Gillerowa. Obie zmarły w tym samym 1908 roku. Znękany Stefan postanowił wrócić do rodzinnego domu w Opatówku i oddać się próbom naprawienia jego katastrofalnego stanu technicznego. Osłabiło to do reszty jego siły, wyczerpało oszczędności, spowodowało niesnaski związane z ciągłym brakiem pieniędzy w trudnych, wojennych czasach. W tych ostatnich latach przemożny wpływ wywarła na poetę wspomniana już opiekunka, Jadwiga Sadowska, której przed śmiercią przepisał cały dom, mimo, iż żyła jeszcze jego córka i wnuki. Ten piewca wolnej Polski zmarł na początku 1918 roku, zaledwie kilka miesięcy przed nastaniem upragnionej swobody...
Stefan Giller zadebiutował jako poeta w roku 1859 w periodyku „Klejnoty Poezji Polskiej” wierszem Modlitwa młodej matki. Rok później poemat zatytułowany iście barokowo: Krótkie Curriculum Vitae Matyjasza, co zwan był Kobeżnikiem na Wilczej Ustroni. Wedle słów pewnego starego tradytora w rym ujęte i światu przedstawione przez Stefana z Opatówka, był wysoko oceniony przez redakcję „Biblioteki Warszawskiej” i został w niej wydrukowany, a następnie wydany w formie druku zwartego w Berlinie nakładem poznańskiego księgarza, Jagielskiego. Od tej pory utwory Stefana z Opatówka były drukowane w wielu czasopismach, almanachach i wydawnictwach krajowych, na czele z „Tygodnikiem Ilustrowanym”, warszawskim „Czasem”, „Tygodnikiem Powszechnym”, „Biesiadą Literacką”, „Kurierem Warszawskim” i oczywiście, „Gazetą Kaliską”. Pisał nie same tylko poezje, właściwie różnorodność formalna jego prac budzi zdumienie i podziw. Oto są i poematy, sonety, elegie, treny (napisane po śmierci ukochanego synka), ale i proza jest reprezentowana bogato i wcale niezgorzej wykończona: tutaj nęciła autora historia, która jest obecna w jego powieściach ("Matusz Trębacz i czarna Jagna", "Do ostatniej krwi", "Dwaj towarzysze"), opowiadaniach ("O złych siostrach", "Przytulisko", "Zabramka"), rozprawach, szkicach i portretach literackich. Próbował swych sił także i w dramacie, pisząc komedie: "Nowe drogi", "Licytacja i zajazd", "Polski diabeł".
Nie wolno też zapomnieć o tym, który Stefanowi Gillerowi był najbliższy nie tylko literacko, ale również osobiście, o tym, z którym szczera przyjaźń łączyła go od czasów wspólnej ławy szkolnej - o Adamie Asnyku. Szkoła, do której obaj uczęszczali dziś nosi imię I LO im. Adama Asnyka (chyba muszę się przyznać, że i sama ją kiedyś ukończyłam), Stefan Giller zaś nauczał tam pokolenia kaliszan przez 35 lat. Utrzymywali ze sobą ożywioną korespondencję, Asnyk wysoko oceniał prace Stefana, pomagał mu w publikowaniu utworów, razem wędrowali po Tatrach, które były dla obu ważnym tematem literackim. Jeden ze swych poematów Kalisz Stefan Giller poświęcił kochanemu miastu, w którym tak wspomina dni młodości, spędzone z Asnykiem:
Młodszy z pieśniarzy był rodem z Kalisza
Na świat przyjęły go prastare mury...
Starszy z bliskiego pochodził zacisza,
Przybył zza lasku, zza Winiarskiej Góry,
Przez strugę barwną, jak nitka tęczówka,
Z małego gniazda, z miasta Opatówka.
Młodszy miał imię i serce Adama...
Z brzozy płaczącej na mogile lutnię,
Co jak słowiczek odzywa się sama,
Radość swą nawet wylewając smutnie...
Toteż w pierś wziąwszy wszystkie czucia bliźnie,
Mistrzem nad mistrze stał się był w Ojczyźnie!
Mnie jednak najbardziej podoba się inny utwór Stefana Gillera, o wzmiankowanym już dziś długim i dość barokowym tytule, mianowicie historia Matyjasza Kobeżnika z Wilczej Ustroni, opisana pysznym trzynastozgłoskowcem, zaś i z ducha i z tematu podobna do znanej powszechnie historii szlacheckiej o przydługim tytule i z tego powodu zwana „Opatowskim Panem Tadeuszem”, którego akcja dzieje się w Rosochatce, dzisiaj chyba trzeba byłoby powiedzieć „na przedmieściach” Opatówka... Mimo jawnego epigonizmu jest to rzecz urzekająca literacką swadą, uderzająca leksykalnym bogactwem i pełna sarmackiego uroku. Akcja dzieje się w chatce myśliwego, dokładnie opisanej, z iście epickim rozmachem, czego przykładem niech będzie chociażby fragment opisu zbrojowni i rodzajów myśliwskiej broni, jaka posługiwał się bohater poematu:
Ociosany drążek
Stał wbity za tapczanem, na nim płaski krążek,
O który wsparte strzelby: dźwirówka-marmurka,
Grzbietówka z paskiem wpodłuż, okrągła dwururka.
Sztuciec do kul kanciaty, z rowkami trafarka,
I szturmak do krajanek, i długa janczarka –
Skupiły się gromadką w uzbrojony stożek.
Kosztur zaś, szabla, torba i do prochu rożek
Wisiały na rusznicach.
Czym wreszcie pobrzmiewa fragment dotyczący pochodzenia naszego bohatera:
Jednakże, gdy na wszystko com zasłyszał baczę
Wnoszę, że Generosusu i tak go tłumaczę:
Że miał szablę przy boku, więc possesionatus;
Że gardłował pro bono, zatem bene natus.
Bo szabla o szlachcicu dowodne świadectwo,
A służba dobrej sprawie wrodzone szlachectwo.
Mateusz oczywiście umiał grać, jego instrumentem była kobza, porównywano go zaś do zdziczałego Apolla. Miał przyjaciela, a jakże - kwestarza bernardyna - brata Hilarego, dla którego każdej wigilii urządzał polowanie na wilki, zawsze według tego samego ordynku:
Z praktyką więc zgodnie,
Gdy pierwsze na firmament weszły gwiazdy wschodnie,
Klaczka Rześka, wprzężona w pomierne saneczki,
Zajeżdżała przed chatę. Ksiądz kwestarz, bez sprzeczki
Właził z biczem na kozieł udając woźnicę.
Łukasz grubo ładowne wynosił rusznice
I obstawiał onemi w krąg siedzenie całe,
Poczem wkładał prośczaka, głośnego kwikałę,
W końcu siadał Matyjasz – i sza! Bez rumoru,
Podsuwali się obaj do krawędzi boru.
A Łukasz pogwizdując tymczasem kuranta,
Wprzągł do drabiastych sani konika Drabanta,
Pochodnię gorejącą z długiej smolnej szczapki
Na wstręt i popłoch wilkom przywiązał do drabki,
I śladem pierwszym sanek po śnieżnej kolei,
Sunął truchtem powolnym do borowej kniei.
Nie zdradzę tego, czy polowanie się udało, nie powiem też ani słowa o wigilijnych potrawach i obyczajach, których opisy sprawią czytelnikowi dużą przyjemność. Mimo przemożnego wrażenia, iż kiedyś już to czytaliśmy, zachęcam do lektury, tym bardziej, iż rzecz została niedawno wydana staraniem bibliotekarek z Opatówka: Jadwigi Miluśkiej i Barbary Sulwińskiej.
Pracy dwóch admiratorek swego talentu Stefan Giller zawdzięcza bardzo wiele. Wydały reprint tomu jego poezji. A kiedy Towarzystwo Przyjaciół Opatówka zasugerowało w 1990 roku nową nazwę ulicy, mianowicie Braci Gillerów, pani Jadwiga Miluśka z wielkim oddaniem i poparciem napisała odpowiednie uzasadnienie. Nie koniec na tym. Bibliotekarki z Opatówka uczestniczyły w odkryciu prawdziwego, rodzinnego skarbu. O jego istnieniu dowiedziały się od pani Eleonory Gieszczyńskiej, prezes Gminnej Spółdzielni, do której należała część domu Gillerów.
W wielki piątek 1997 roku przechodząca w tych okolicach wichura poczyniła duże szkody w Opatówku, m.in. Zerwała dach z domu Gillerów, odsłaniając niewyeksplorowane dotąd zakamarki strychu, zrujnowane gołębniki i rupieciarnie. Robotnicy naprawiający dach zauważyli coś, co oczywiście zaciekawiło później bibliotekarki. Kiedy popychane przez zawodową intuicję kobiety weszły na obszerny strych, zobaczyły tylko ciemność i poczuły przejmujące zimno. Mnóstwo rzeczy było porozrzucanych na podłodze. Panie, na co dzień pracujące w zgoła innych warunkach, dzielnie wdrapały się pod krokwie i wydobyły... nieznaną dotąd korespondencję rodziny Gillerów. Wśród dokumentów i zdjęć rodzinnych, rękopisów utworów Gillera są listy od Agatona Gillera, Adama Asnyka, Ludwika Jenike, Gebethnera i Wolffa, Zenona Przesmyckiego, Zygmunta Glogera, a także wielu znakomitych kaliszan tego okresu, Alfonsa Parczewskiego, braci Chodyńskich, przyjaciół, zakochanych kobiet, byłych uczniów, bliższej i dalszej rodziny. W roku 2001 zawartość znaleziska wydano nakładem Kaliskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk.
To przejmująca lektura, która dostarcza wielu szczegółów dotyczących życia nie tylko ówczesnej Wielkopolski. Stefan Giller, adresat większości listów, jest w nich powiernikiem najrozmaitszych zmartwień, proszono go o radę i pomoc w trudnych życiowych sprawach, widać, iż był dla znajomych wielkim autorytetem, człowiekiem niezwykle uczynnym i lubianym. Listy te są kopalnią wiedzy o rodzinie Gillerów, dowiadujemy się z nich, iż córka Stefana, Jadwiga, chorowała wiele lat na bulimię, a stosując ocet jako „suplement diety wspomagający odchudzanie”, skutecznie osłabiła swoje zdrowie, iż sam Stefan tuż przed drugim ślubem silnie się przeziębił i brał bańki, jaki rodzaj haków do zasłon życzyła sobie mieć w domu pierwsza żona Stefana, czym handlował kantor komisowy Jadwigi Gillerówny i jej męża, i dlaczego bez powodzenia, ale też i to, że wiele utworów Stefana Gillera nie została nigdy dopuszczona do druku przez cenzurę. Acha, i jeszcze to, że latem 1880 roku była w Opatówku silna wichura i zerwała dach z domu Gillerów...
***
Serdecznie dziękuję Gminnej Bibliotece Publicznej im. Braci Gillerów w Opatówku, zwłaszcza Pani Jadwidze Miluśkiej-Stasiak, za pomoc w powstaniu tego felietonu oraz udostępnienie rękopisów korespondencji do Stefana Gillera.
- Oceń ten artykuł
- Dział: Felietony
- Czytany 5693 razy
Anna Roter-Bourkane
Od kilku lat mieszkanka małej wioski nad Wartą, na obrzeżach Żerkowsko-Czeszewskiego Parku Krajobrazowego. Obdarzona swoistym poczuciem humoru i nadto wykształconym zmysłem obserwacji, krąży między wsią (gdzie mieszka), a miastem (gdzie pracuje). Publicznie - doktor nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa na Wydziale Filologii Polskiej i Klasycznej UAM, pracuje z cudzoziemcami ucząc ich języka, kultury, historii i literatury polskiej. Prywatnie - miłośniczka wegetarianizmu, zabłoconych kaloszy, leśnych duktów i swojego psa Kruczka. Nie ma telewizora, lubi czytać w plenerze, prowadzi blog o wiejskim życiu, nocami wypieka orkiszowy chleb. Od niedawna podziwia Wielkopolskę z siodła. Dla czytelników portalu wielkopolska-country prześwietla swój rodzinny region pod względem pisarsko-poetyckich ciekawostek w cyklu felietonów "Literacka Wielkopolska".
Najnowsze od Anna Roter-Bourkane
- "Literacka Wielkopolska" cz. 9 - Kaliska młodość Marii Konopnickiej
- "Literacka Wielkopolska" cz. 8 - "Nigdy bym nie uwierzyła, gdybym się nie urodziła" - Kórnicka zagadka literacka
- "Literacka Wielkopolska" cz. 7 - Wierzeniczyć wierzenicznie w Wierzenicy - oto prawdziwe wierzeniczenia!
- "Literacka Wielkopolska" cz. 5 - Dlaczego "Noce i dnie", a nie "Noce i dni"? - Russów Marii Dąbrowskiej
- "Literacka Wielkopolska" cz. 4 - Kresy są wszędzie, czyli Rodziewiczówna w Wielkopolsce
2 Komentarzy
-
Ewa
Link do komentarza niedziela, 29 styczeń 2017 23:11Dziękuję, po prostu dziękuję za kawałek ciekawej lektury, bo mimo, że nie dała mi odpowiedzi na męczące mnie pytanie, to pędem przeczytałam do końca! A codziennie przeczesuję internet i wiem, że ten artykuł to fajna perełka!
A czego teraz szukam - ano odpowiedzi na pytanie o pochodzenie Jana Kantego i tego czy nie jest przypadkiem spokrewniony z Janem Mateuszem Hillerem długoletnim "Policji dyrektorem i Burmistrzem miasta Koło" także w pierwszych dekadach XIX w.
Pozdrawiam -
Robert
Link do komentarza sobota, 18 kwiecień 2015 21:58Szkoda, że wspomnienia o wielu nieprzeciętnych ludziach są przeważnie znane tylko lokalnym społecznościom.
Z drugiej strony należy się cieszyć z nasilenia zainteresowań regionalizmem
i pracy tak dużej liczby społeczników nad zachowaniem spuścizny przodków. W dobie zaś cudownego środka przekazu jakim jest Internet, łatwo nam zapoznawać się z ich pracą.